Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50464

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ukochany [s]ąsiad


Historia miała miejsce niecałe dwa lata temu. Mieszkam w jednym z większych miast Polski, na strzeżonym (choć nie najlepiej) oraz wpół zamkniętym osiedlu, co jest dla historii dość ważne. Warto też dodać, iż osiedle to ma już parę ładnych lat, przez co coraz więcej tu nowych mieszkańców, w tym studentów, do których zaliczam się i ja.


Nie jestem nadzwyczaj imprezowym typem patrząc na standardy studenckie, więc pierwszą imprezę studencką zorganizowałem kilka miesięcy po wprowadzeniu się. Przyznaje, była muzyka i było głośno. Wtedy też miałem po raz pierwszy "przyjemność" z [s], mieszkającym na tym samym piętrze, a którego okna znajdują się jakieś 5-6 metrów od mojego balkonu. [s] ów, koło 1 w nocy postanowił poprosić o dochowanie ciszy nocnej (na co zareagowałem kulturalnie, przeprosiłem i imprezę wyprosiłem do domów, co też odbyło się w ciągu około 30 minut. Warto dodać, że [s] nie był zbyt wybredny w słowach, gdy prosił o cisze). W sumie nic nadzwyczajnego, i nic zwiastującego piekielność owego pana.


Wolnymi krokami zbliżało się jednak lato. Korzystając z dobrodziejstwa posiadanego balkonu, często zdarzało mi się na niego wychodzić na papierosa. Również po godzinie 22, czasami ze znajomym, który studiując zaocznie w tym mieście korzystał z możliwości noclegu u mnie. Jako że jesteśmy dość rozmowni, to zwykle wychodząc na papierosa rozmawialiśmy. Niestety [s] nie podobało się, iż mamy czelność rozmawiać sobie na balkonie po godzinie 22 (Bo jego okno tak blisko!). Próby kulturalnego wytłumaczenia, iż jedynie rozmawiamy, w dodatku na terenie mojego własnego mieszkania, nie skutkowały. Od tego czasu rozmowy te na balkonie prowadziliśmy już zdecydowanie przyciszonym tonem, a i tak nieraz odwiedzała nas z tego tytułu ochrona, która po wytłumaczeniu sytuacji olała sprawę. Na każde wezwanie jednak przychodziła zapukać do nas i poinformować o kolejnym wezwaniu, bo taki mieli obowiązek. Tak więc, odwiedziny mieliśmy średnio dwa-trzy razy na miesiąc (kolega miał zloty na studiach co 2 tygodnie). Sesja się skończyła, kolega już spania nie potrzebował, więc w zasadzie na jakiś czas problemy z [s] miałem z głowy.


Przyszło więc lato, a ja mając więcej czasu zacząłem pogrywać sobie w gry, które często wymagały komunikacji głosowej między współgraczami. Siedząc więc pewnego wieczoru, i rozmawiając przez skype'a z jednym z współgraczy, słyszę pukanie do drzwi. Grzecznie drzwi otwieram, a za nimi znany już pan [s], który najwidoczniej nie mogąc zlokalizować mnie i kolegi na balkonie, postanowił się upewnić osobiście, iż to z mojego mieszkania znowu zaczynają dochodzić głosy rozmów! Ponowne próby tłumaczenia, iż mogę rozmawiać we własnym mieszkaniu, nie przynosiły skutków. [s] natomiast zażądał, i tu cytuje "Jak chcesz k** rozmawiać o tej godzinie w swoim mieszkaniu to zamknij balkon! Bo ja mam otwarte okno i nie mogę przez Ciebie zasnąć!". Na moją delikatną uwagę by to on zamknął okno, obruszył się tylko i wyrzucił kilka niecenzuralnych słów o tym, jak to ja mam czelność mu coś powiedzieć. Znajomi już ochroniarze odwiedzali mnie więc znowu.
Czasami zdarzało się też, iż byli wzywani, mimo iż już spałem, ot bo gdzieś jest głośno, to na pewno u mnie.


I tutaj rozpoczyna się część mojego "triumfu" (i niewielkiej piekielności). Pewnej pięknej nocy (około 3) dzwoni domofon (z racji iż mam nocny tryb życia to jeszcze nie spałem). Cóż... pomyślałem sobie iż to słaby żart i nawet go nie odebrałem. Niestety po jakiś 2-3 minutach domofon odezwał się ponownie, tym razem odebrałem i postanowiłem się dowiedzieć o co chodzi, niestety w domofonie nikt się nie odezwał. Trochę zaniepokojony postanowiłem zejść piętro niżej do drzwi (chciałem się upewnić czy to nic poważnego - 3 w nocy, dwa razy dzwoni domofon). Zastałem tam [p]ana, w garniturze, zalanego do cna, ledwo trzymającego się na nogach - na oko, zupełnie niegroźny typ, który miał chwilę słabości przy alkoholu. Po krótkiej wymianie zdań (w sumię to zdań było mało ale ich wypowiedzenie zajęło delikwentowi trochę czasu) dowiedziałem się iż próbował dodzwonić się do numeru obok (ukochanego sąsiada), i że tu mieszka (co było oczywistą nieprawdą), i że mnie przeprasza i wogle. Mimo to, z uśmiechem na ustach, słysząc że chodzi o mieszkanie ukochanego [s], postanowiłem biednemu [p] pomóc, ba! Wprowadziłem go po schodach (bo obawiałem się iż samemu może nie dać rady) i doprowadziłem wprost pod drzwi [s], szybko ulatniając się z miejsca, wprost do swojego mieszkania. Przez kolejne 15-20 minut delektowałem się, wpierw to nadzwyczaj głośnym pukaniem do mieszkania sąsiada, a potem próbami wyrzucenia [p] z mieszkania [s] ([p] najwidoczniej udało się wykorzystać chwilę nieuwagi i bezwłądnie legnąć do mieszkania [s], tak przynajmniej wnioskuje z tego co słyszałem).


Ale radością nie koniec! Przyszedł więc i wrzesień, a nowi studenci zaczęli się wprowadzać do innych mieszkań, również do tego nad [s]. Z tym, że Ci nad [s] mieli, jak wnioskuję, nadzwyczaj wytrzymałe wątroby, gdyż imprezowanie do 2-3 w nocy 4-5 razy w tygodniu nazywam już wyczynem. Co prawda po 3 miesiącach zostali z mieszkania wyproszeni, to jednak wystarczyło to, by [s] zmienił perspektywę na świat.


Od tego czasu [s] to naprawdę w porządku sąsiad, który chyba doszedł do wniosku, że jednak nie taki ja straszny organizując przez cały rok jedną domówkę. Niewiele trzeba by się człowiek nauczył współżycia w społeczeństwie. Teraz to nawet szklankę cukru bym mu pożyczył! (Bo od tego czasu ochrona mnie już nigdy nie odwiedziła ;) )

PS: z racji na pierwszy wpis, troszkę wyrozumiałości ;)

sąsiedzi

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (304)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…