Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#50491

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako iż ostatnio mam dużo pracy, nie miałem czasu kontynuować swojej listy piekielnych sytuacji z oczu kierowcy MPK. Jednak na horyzoncie widzę już większą ilość wolnego czasu, co znaczy że niedługo pojawią się kolejne części. Jak również wiele innych historii.

Dziś jednak o czymś co sprawiło że zupełnie zwątpiłem w jakąkolwiek przyzwoitość gatunku ludzkiego.

Nadeszła wiosna i zaczął się sezon przyjęć do komunikacji miejskiej. W tym i w mojej firmie. Zapotrzebowanie było duże, więc i narybku też nie brakowało. Potrzebni byli patroni, by doszkolić nowych do realiów pracy w MPK. Jako iż taka fucha nie jest dodatkowo płatna, a bywa uciążliwa, chętnych na patronów brak. W takim wypadku pomimo relatywnie krótkiego stażu pracy zostałem patronem. Dobrze znam regulamin zarówno naszej firmy jak i MPK, oraz jestem młody więc według kierownika dogadam się dobrze z nowymi. I tak przez ostatnie 4 miesiące przeszkoliłem 12 kierowców. Z czego 11 pracuje w naszej firmie. A co z tym jednym, który nie pracuje? Ano o nim będzie ta historia.

O min, a raczej o niej. Tak dostałem do przeszkolenia kobietę. W sumie już drugą ale to nieistotne. Anna lat 24. Sympatyczna brunetka, rozgadana i wiecznie uśmiechnięta. Nic nie wskazywało, że będą z nią problemy. Jednak zaczęły się już pierwszego dnia, gdy miałem przedstawić jej teorie obsługi autobusu. Anna oburzyła się niesamowicie gdy dowiedziała się że będziemy jeździć autobusem przegubowym. Podała milion równie bzdurnych co dziecinnych argumentów dlaczego ona nie chce jeździć długim autobusem. Odpowiedziałem jej, że jeśli jej ta sytuacja nie pasuje to niech pójdzie pogadać z kierownikiem. Ja mam na stanie taki autobus i takim będziemy jeździć. No chyba że kierownik stwierdzi inaczej ale nie mi o tym decydować. Poszła. I nic nie zyskała. W naszej firmie jest zasada. Jedziesz tym co dostajesz do jazdy. Młody czy stary, kobieta czy facet. Wszyscy równi bez specjalnego traktowania. Gdy już się wyżaliła jakie to niesprawiedliwe a ja zdążyłem wypalić pół paczki fajek, zacząłem nauczać.

Teorie przeszła w sumie dobrze. Za pozwoleniem dyspozytora zrobiła kilka kółek po placu by trochę ogarnąć autobus. I koniec na dziś. Poprosiłem by jutro stawiła się pół godzinki wcześniej, to też trochę pośmiga po placu by nie wyjechała na miasto na zimno. Ok dzięki i poszła.

Ja zawędrowałem do działu planowania by ustalić linie jaką będziemy jeździć. Wybrałem trasę długą i obleganą ale technicznie prostą. Bez ciasnych zakrętów i super wąskich uliczek. Szybki telefon do naszej "kursantki" by wiedziała o której godzinie dokładny wyjazd i wróciłem do domu.

Następnego dnia czekam na nią o umówionej porze. Nie ma jej. 20 minut do odjazdu ... 15... 10... Nagle dzwoni telefon. Ania nie wyrobi się, prosi bym wyjechał, a ona wsiądzie po drodze. No ok zdarza się, choć już kiełkowały we mnie wątpliwości. Wsiadłem w autobus i po pół godziny zgarnąłem ją z przystanku. Jedno kółko jechałem ja, by w pełni ogarnęła trasę i nadeszła jej kolej. I zaczęło się piekło. Napiszę w skrócie co się działo przez następne dni, by ta historia nie była zbyt długa. Przewinienia, które popełniała każdego z 7 dni kiedy miała jeździć ze mną:

- Nie potrafiła zapanować nad autobusem i utrzymać go równo na pasie. Latała od krawężnika po pas obok.
- Praktycznie każdy zakręt równał się przejażdżce tylną osią po krawężniku. Co trzeciego dnia zakończyło się tym, że jedna opona wybuchła.
- Myliła trasę, Pomimo iż wiedziała na jakiej linii jedziemy, dnia następnego miała to gdzieś. Nie robiła rekonesansu dzień wcześniej, a gdy się litowałem i robiłem pierwsze kółko za nią ,zamiast uważać na trasę gadała przez telefon.
- Dwa razy musiałem krzyczeć "STÓJ!!", bo Ania tak ścinała zakręt że jeszcze chwila i byśmy kosili słupki oddzielające chodnik od jezdni.
- Mijała przystanki. Nie docierało, że nawet gdy jedzie pustym autobusem bądź nikt nie wysiada, a na przystanku nikogo nie ma, ma OBOWIĄZEK się na nim zatrzymać.
- Nie miała jakiegokolwiek wyczucia co do wielkości pojazdu jakim się porusza. Skasowała mi dwa lusterka lewe i jedno prawe. Próbowała wciskać się tam gdzie ewidentnie nie było miejsca dla autobusu.

Było tego znacznie więcej ale widzicie jakim była kierowcą i nie ma sensu tego przedłużać. Jednak gdy zostały jej jeszcze 3 z 10 dni nauki, przegięła na maksa.

Był to sobotni poranek. Ania dzwoni i prosi bym zgarnął ją na mieście bo zaspała. Miałem już jej serdecznie dość ale co mi tam, zostały mi 3 dni walki i będę miał ją z głowy. Wsiadła na którymś przystanku. Dojechaliśmy już na końcowy i mieliśmy się zamienić gdy poczułem coś w powietrzu. Szlag mnie jasny trafił. Wywiązał się dialog:

- Anka co ty odwalasz?!
- O co Ci chodzi??!!
- Wali od Ciebie wódą!! Pogięło Cię??!! Jak chcesz teraz niby prowadzić??!!
- Oj tam, byłam wczoraj na dyskotece i wypiłam dwa czy trzy drinki. To tylko zapach, nic już we krwi nie ma.
-Do jasnej cholery jest 5 rano jak Ci niby mają te drinki wyjść z organizmu w tak krótkim czasie??!! Po drugie po 3 drinkach nie waliłoby od Ciebie jak z gorzelni, więc nie ściemniaj.
- Oj no przestań. To weź ty pojedź. Inaczej będę miała problemy...
- Brawo geniuszu. Tylko że problemy już masz. WON z autobusu!
- ŻE CO??!!
- Powiedziałem WON!. W poniedziałek spotkamy się u kierownika. A teraz spadaj albo załatwię Ci wizytę panów w niebieskich garniturkach.

Dalsza rozmowa to głównie wypominanie mi jaka to ze mnie świnia, prostak itp. Ale wreszcie zniknęła mi z oczu. Tego dnia oraz niedzielę jeździłem za nią. W niedzielę plotkowała sobie będąc w rezerwie na dyspozytorni. Przyszedł poniedziałek. Ania siedzi i plotkuje z kierowcami, a ja udaje się do kierownika. O smsach z prośbami o milczenie nie wspomnę. Docieram do kierownika. Tłumaczę mu całą sytuacje, ale na temat alkoholu milczę. Jednak werdykt jest jeden. Ania kategorycznie nie nadaje się na kierowcę. Anka została wezwana na dywanik. Rozmawiają, a ja bawię się komórką. Co miałem do powiedzenia i tak już powiedziałem. Jednak nagle słyszę coś co sprawia że czuje się jakbym dostał siekierą po łbie.

Ania wyłuszcza swoją wizje tego co się stanie. Kierownik ma przedłużyć jej umowę inaczej poda firmę do sądu do sądu za molestowanie, mobbing i dyskryminacje w pracy. Czy ja śnię? Kierownik pyta się mnie czy to prawda. Oczywiście że nie! Kierownik chwilę myśli i padają zdania:

- To ja mam dla Pani propozycje. Wyjścia są dwa. Przed panią leży rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Jeśli Pani to podpisze, to rozejdziemy się każdy w swoją stronę. Oczywiście za kółko autobusu MPK już Pani nie wsiądzie. Jeśli jednak nie zechce Pani tego zrobić, to zwolnię Panią dyscyplinarnie. Oraz dopilnuje by to, jak Pani postępuje rozeszło się jak najszerzej. A wtedy w tym województwie nie znajdzie Pani pracy jako kierowca. I proszę się głupio nie śmiać. Szantaż to wystarczający powód by wręczyć Pani dyscyplinarkę. A zeznania dwojga osób plus nagranie z kamery, która wisi za Panią to wystarczający dowód. To jak będzie?

Podpisała rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. A ja od tygodnia chodzę struty. Jak tu wierzyć w jakąkolwiek dozę przyzwoitości w tych czasach??

komunikacja_miejska

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 908 (960)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…