Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany
Mam (miałam?) koleżankę. Na potrzeby tej opowieści roboczo nazwijmy ją Ola.

Z Olą poznałyśmy się na pierwszym roku studiów, czyli - bagatela! - dziewięć lat temu. Kiedyś nawet byłyśmy sobie dość bliskie, wiecie: kilka wspólnych wakacyjnych wyjazdów, odwiedzanie najróżniejszych miast w Polsce (jeździłyśmy głównie na konwenty fantastyki), jakieś imprezy, wybór tych samych fakultetów na studiach, wspólna grupa seminaryjna na czwartym i piątym roku, ta sama pani promotor naszych prac magisterskich. Normalka.

Studia się skończyły, tytuły magazynierów zostały nam przyznane, trzeba zatem było rozpocząć dorosłe życie. Z powodów rodzinnych nie mogłam podjąć pracy w mieście, w którym studiowałam (Krakowie), więc na półtora roku wróciłam w rodzinne strony. Ola została na miejscu (stąd pochodziła), jednak czasami odwiedzałyśmy się; zresztą odległość 100 km między naszymi miastami nie była jakimś porażającym dystansem, jednakże to nie ona zaważyła na rozluźnieniu się naszych relacji.

Znalazłam wówczas pracę na pełny etat i nie miałam tyle czasu, co kiedyś. Ola poczuła się urażona i opuszczona. W długaśnych (na 5 stron Worda) mailach oskarżycielskim tonem rzucała najróżniejsze epitety pod moim adresem – od egoistki po próżną idiotkę, wyrokowała koniec naszej przyjaźni, szantażowała, groziła i złorzeczyła. Z początku myślałam, że jest zwyczajnie zazdrosna (w tamtym okresie poznałam również swoją obecną partnerkę, do której dojeżdżałam także do Krakowa) o to, że nie jestem w stanie poświęcać jej całego swojego czasu oraz uwagi, jak dawniej. Po raz pierwszy zapaliło się w mojej głowie czerwone światełko, jednak zignorowałam je. Chcąc uniknąć dalszych sprzeczek, pytałam Oli, czym się teraz zajmuje, jak czuje się w nowej, dorosłej roli. Odpowiedziała, że zaczęła kolejne studia (podyplomowe zatem niezbyt tanie), które postanowili jej zafundować rodzice…
Gdzie piekielność?!

Obecnie Ola ma 28 lat. W swoim CV nie może jednak wpisać żadnego doświadczenia zawodowego, zresztą CV nie wysyła, bo pracować raczej nie ma zamiaru. Tak przynajmniej sprawa prezentowała się do niedawna (sama przyznała mi się w jednej z rozmów, że póki nie dostanie zdalnej pracy, ona niczego nie będzie szukać, bo boi się kontaktów z ludźmi). Ola ma za to skończone 4 kierunki studiów (w tym 3 podyplomowo), a za każdy z nich zapłacili jej rodzice. Mieszka z matką i ojcem (jej przedsiębiorcze młodsze rodzeństwo już dawno zdobyło wykształcenie i wyprowadziło się z domu), zaś zapytana dlaczego nie chce się usamodzielnić odpowiada oburzona: „Przecież sobie radzę!” – fakt, za kilka zleceń dla firmy jej matki jest w stanie kupić sobie piwo oraz książki, a to samodzielność w czystej postaci.

Zapomniałam dodać, że od 3 lat Ola pisze powieść, którą ma zamiar kiedyś wydać. Cóż z tego, że będzie to najprawdopodobniej kolejny fanfiction do „Harry’ego Pottera”, który ona szumnie okrzykuje „dziełem jej życia”. Pożyjemy, zobaczymy…

W zeszłym roku widziałam się z Olą po raz ostatni, gdyż łaskawie zgodziła się pójść ze mną na piwo. Postawiłam jej ultimatum, mówiąc, że nie mam zamiaru przyjaźnić się z tak niedojrzałą emocjonalnie oraz życiowo osobą, która pasożytuje na swoich rodzicach i ma tak roszczeniową postawę. Dałam jej dwa i pół roku na znalezienie normalnej roboty i wyprowadzkę z domu. Liczyłam na to, że jednak się opamięta.

Oto SMS, który otrzymałam przedwczoraj:
„Chyba nie ma sensu ciągnąć tego dalej. I tak nie dam rady. Nie musimy się już spotykać i przyjaźnić. Żegnaj.”

Komentarza chyba nie trzeba.

wykształcona _bezrobotna

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -30 (50)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…