Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50683

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Hisotoria może nie piekielna jako epizod, ale jako coś o długofalowym działaniu.

Zacznijmy od tego, że mieszkam w dużym mieście, gdzie mogłoby się wydawać powinna panować jako taka tolerancja i szacunek dla niewielkich odmienności.
Będąc w gimazjum nie rozumiałam dlaczego ktoś potrafił mnie skopać bo dobrze się uczyłam, słuchłam ciężkiej muzyki i nosiłamm glany. Tak trudno utrzymać się na jako takiej powierzchni kiedy na każdym kroku słyszysz pod swoim adresem dzi*ka albo "spie*dalaj szatanie", tak przyznaję w tym czasie nosiłam się tylko w czerni, jednak nikomu nie wadziłam, byłam raczej typem spokojnej, poukładanej osoby. Nie winię nauczycielek czy dyrektorki za to, że nie potrafiły zareagować, co w końcu zrobisz z bandą wytapetowanych laluń, którym widać tyłek spod czegoś co wydaje się być spódnicą, a jedyną ich aspiracją są nowe ciuchy.
Mimo wszystko przetrwałam, marząc o liceum, które jak mi się wydawało miało być wybawieniem od kłopotów.
O ja głupia istotka, owszem szkoła przyjemna, ludzie mili aż do pierwszej odmowy pójścia uchlać się w krzakach tanim winem prosto z biedronki.
Zdażało się, że moja torebka z książkami znikała na całe dnie, a wracała w stanie godnym pożałowania, ba nawet byli w stanie ukraść mi glany (każdy kto choć widział, że schowanie tak ciężkich butów do plecaka i latanie z nimi cały dzień to nie lada wyczyn). Ale nic, byłam spokojna, do momentu kiedy dosłownie nie rozkwaszono mi okularów na twarzy. Do tej pory dziękuje losowi, że nie stało się nic poza kilkoma nieszkodliwymi przecięciami na policzkach.
Wszystko doprowadziło do tego, że zamknęłam się w sobie i książkach, które kochałam. Rodzice nie wiedzieli co ze mną począć, powoli znikałam w oczach.
Otoczenie wypaliło we mnie jakiekolwiek poczucie własnej wartości czy ambicji. Może to zabrzmi banalnie, ale poznałam faceta. Ów facet nazwijmy go Michał wziął sobie za punkt honoru żeby coś z moim stanem zrobić. Połączyła nas wspólna muzyka, komiksy i książki. Gdy tylko mógł wyciągał mnie z domu, sprawdzał czy regularnie jem, a miałam z tym wielkie kłopoty, dzwonił żebym spokojnie mogła zasnąć. Innymi słowy powoli wracałam do stanu używalności. Niestety moim słodkim różowym oprawczyniom nie spodobało się to w ogóle, w ramach cóż "wynagrodzenia" za moje starania ułożyły sobie niecny plan. Nadmienię iż dzięki Michałowi wróciłam do swojej pasji, gry na gitarze, ba nawet udało mi się załapać do zespołu, próby mieliśmy niedługo po mich zajęciach więc nie opłacało się wracać do domu, nosiłam gitarę do szkoły cały czas mając ją na oku. Niefortunnie zdażyło się, że tuż przed dzwonkiem Pedagog wywołała mnie na korytaż chcąc pytać o moją sytuację, swoją drogą o tej pory nie wiem kto jej o tym powiedział, cóż jestem typem cierpiącym w milczeniu.
Cóż kiedy wróciłam nie było mich rzeczy ani ukochanego sprzętu, a na korytarzu szalał tłok. Zmartwiona całym zajściem wyszłam przed szkołę, bo a może ktoś wyrzucił moje rzeczy ot za drzwi. Zamiast tego spotkałam co innego, dwie pańcie z moim czerwonym cackiem stały na wprost kamiennego murku i po upewnieniu się, że patrzę, a nie zdążę zareagować pieprznęły nim z całym impetem. Zanim mogłam się ruszyć już ich nie było, a zawartość mojej torby zajmowała różne części parku tuż obok. Popłakałam się, tyle czasu zbierałam na gitarę, duma nie pozwalała mi wziąć pieniędzy oferowanych przez rodziców, a tu dwie takie zrobiły sobie świetną zabawę, dosłownie łamiąc ją na pół.
Niewiele myśląc zrobiłam jedyne co przyszło mi na myśl czyli zadzwoniłam do Michała. Przyjechał najszybciej jak mógł, był bardzo pomocny przy szukaniu zagubionych elementów wystroju zdezelowanej torebki i jak nikt inny zrozumiał mój ból nad stratą sprzętu.
Dzięki odzyskanej w siebie wierze poszłam razem z nim na dyżurkę żeby spytać siedzącego tam pana o monitoring. Był, działał, wszystko się nagrało. Wniosłam wniosek o zniszczenie mienia, dyrektor rozłożył ręce, że to nie niby teren szkoły, ale jakby co to nagranie udostępni. Poszłam na policję, zgłosiłam sprawę, a także dodałam ciągłę nękanie, na dowód miałam smsy z niezliczoną ilością wulgaryzmów, a nawet list z groźbami. Pan Policjant przyjął, powiedział, że jakby coś się ruszyło zadzwoni.
W międzyczasie spadła na mnie kolejna tragedia, rodzice zginęli z wypadku. Pijany kierowca tira dosłownie ich zmasakrował. Byłam wczesną "osiemnastką", rozpadłam się.
Oprócz tłumaczeniu wychowawczyni po raz enty: że nikt nie przyjdzie na wywiadówkę, chyba, że ja, musiałam zmierzyć się z samodzielnym mieszkaniem.
I wiecie co? Udało się, przy ogromnym wsparciu Michała i mojej chrzestnej skończyłam szkołę, zdałam maturę ze świetnym wynikiem, dostałam się na upragnione studia, a panienki, które przez tyle czasu uprzykrzały mi życie dostały za swoje. Wyleciały ze szkoły, musiały odkupić mi sprzęt i publicznie przeprosić.

Na samym końcu piekielka okazałam się ja, bo gdy spotykając jedną z owych dziewczyn(D) na ulicy w towarzystwie jej chłopaka, wywiązała się taka rozmowa:
D: Widzisz, to ta ku*wa, co te, no te... gors... gorsety nosiła. Kto Cię tak szm*to na ulicę wypuścił?
Ja: W przeciwieństwie do Ciebie mam klucze do mieszkania i wychodzkę kiedy chcę, poza tym rozumiem Aneta, że Twojego rozmiaru nie było, ale nie musisz tego tak przeżywać, jak chcesz mogę się rozglądnąć, gdzieś chyba muszą beczki na zgniłą kapustę sprzedawać.

A wszystko wypowiedziane tonem weselszym i milszym niż ona kiedykolwiek potrafiła z siebie wydobyć.
Obecnie pracuję dorywczo w barze, kiedy Anetka i jej koleżanki wpadają na moją zmianę z przyjemnością potrafię napluć im do drinka. Tak to dziecinne, ale radość mam z tego nieziemską.

szkoła przemoc drinki

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (30)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…