Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#50845

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś tam siedzę sobie w biurze, w którym od czasu do czasu pracuję na zlecenie. Przerwa, poszłabym zapalić, ale moja benzynowa zapalniczka została ostatnio skąpana, a zwykłych gazowych raczej nie posiadam. Aaale zaraz... powinnam mieć przy sobie jakaś awaryjną. Wywalam zawartość torby na biurko i okolice, szukam, szukam, pechem nie ma. Hmm... może jest w kosmetyczce. W kosmetyczce z kosmetyków trzymam tylko perfumy, reszta to rzeczy dziwne i dziwniejsze. Trzymam tam też puste pudełko po zapałkach.

Praca na zlecenie jest niby biurowa, ale tak naprawdę wymaga od nas częstego wychodzenia w teren i robienia różnych manualnych rzeczy. Nigdy nie wiadomo, kiedy trafi nam się takie wyjście, więc cały czas musimy być na to przygotowani. Jestem fanką biżuterii i noszę jej sporo, z 8-10 pierścionków, po kilka kolczyków w każdym uchu, na szyi też mi coś dynda i się plączę. Przed wyjściem w teren ściągam to wszystko dla własnego bezpieczeństwa i wygody. Ponieważ kilka razy zdarzyło mi się zgubić pierścionek czy kolczyka, który wypadł z kieszeni, już od dłuższego czasu ładuję cały swój złom do tego pudełka od zapałek i pudełko do kosmetyczki. Bezpiecznie i wszystko w jednym miejscu.

Dziewczyna z boksu obok, dajmy na to Kaśka, taka luźna znajoma, z którą ledwo jesteśmy na dzień dobry, wpadła w odwiedziny i pożyczyć kawę. Zainteresowała się powodem, dla którego rozwalam zawartość torby po całym świecie. Mówię, że szukam zapalary i czy nie ma pożyczyć, na co Kaśka, że przecież mam zapałki, to nie mogą być zapałki? Byłam właśnie po powrocie z terenu, rozebrana ze swoich błyskotek. Mówię Kaśce, że to nie zapałki, pokazuję, o, patrz, jakie pojemne pudełko. Kaśka trochę zaskoczona, a mogłaby obejrzeć błyskotki? A czemu nie. Niech ogląda. Sprawdziła rozmiar pierścionków. O, jakiś tam nawet pasował. O, kolczyki jakie ładne. Wygodne? Co za kamyk? Opal? Jaki ładny. Zapalary nie miała. Przerwa upłynęła mi na upychaniu bałaganu z powrotem do torby. Tego dnia żyłam zdrowo.
Zapomniałam o wszystkim.

Jakoś półtora tygodnia później znów siedzę w biurze, walczę z następnym zleceniem, znów po terenie, zmęczona i zła. Poszłam zapalić. Bez hecy z rozwalaniem torby, bo zapalniczka wróciła już z serwisu. Wróciłam na górę. Walczę z papierologią. Drukarka się zacięła. Dałam czas panom technikom. Poszłam zapalić. Godzina 7 wieczorem zastała mnie na końcem papierków, czekam na ostatni wydruk, przeciągam się, biuro puste i ciche... Łyso i niewygodnie mi bez pierścionków (kto długo nosił choćby obrączkę, to wie, jakie to nieprzyjemne uczucie po zdjęciu i jak często bezwiednie sprawdza się, czy obrączka jest na palcu). Drukarka szumi i warczy, wyciągam sobie kosmetyczkę z zamiarem założenia swoich błyskotek i zonk. Nie ma pudełka po zapałkach.

Ciśnienie podskoczyło mi momentalnie. Wartość dosyć spora, bo wszystko srebrne, wartość sentymentalna niezmierzalna, bo i pierścionek po babci, i kolczyki, w których mama szła do ślubu... Przetrząsnęłam torbę, biurko, okolice, potem całe biuro, chociaż po głowie cały czas tłukło mi się, że nie ma opcji, żebym zgubiła to cholerne pudełko. Torby nie miałam ze sobą w plenerze. Pudełko przecież nie dostało nóg, nie wyszło samo z zapiętej na zamek, przewiązanej wstążką kosmetyczki, zapiętej torby i zamkniętego biura.
Tłukę się jak oszalała po biurach obok, bo może jednak doznałam zaćmienia mózgu i coś z tym pudełkiem zrobiłam?

Dorwałam kolegę z piętra, prawie z bekiem mówię mu, że zgubiłam całą biżuterię. Kolega, znając mojego hopla, którego raczej ciężko przeoczyć, zasmucił się również i pomógł szukać. I tak sobie szukamy bez sensu, po kserowni, po socjalnym, po korytarzach, zaglądamy do lodówek, do umywalek, w różne miejsca, gdzie pudełka na pewno nie będzie.
Zaczynam beczeć. Nasze tłuczenie się po piętrze zwraca uwagę kolegi-technika, który po południu naprawiał drukarkę. Pytam, czy nie widział bezpańskiego pudełka po zapałkach podróżującego samotnie korytarzami biura? Kolega-technik się zafrasował, pomyślał, powzdychał, pudełka nie widział, ale pyta:

K-T: A Kaśki pytałaś?
Ja: A po co?
K-T: A bo dzisiaj kilka razy wpadała do twojego boksu, ale za każdym razem akurat byłaś zapalić. Raz nawet trochę na ciebie czekała, ale potem poszła. Jak drukarkę kończyłem naprawiać. Notabene, nie była zepsuta, tylko ty jesteś ćwiara, tuszu nie umiesz zmienić.

No super. Pal licho tusz. Zaśmierdziały mi wizyty Kaśki, przecież wie, kiedy nie ma mnie w boksie bo palę, przechodzę koło niej za każdym razem, kiedy idę do windy. Oślepła? I nagle zapragnęła mojego towarzystwa? Nigdy nawet nie rozmawiałyśmy dłużej.
Koledze-technikowi wytłumaczyłam, dlaczego tak płaczę za pudełkiem zapałek za 20gr. Potem zgłosiłam sprawę dyrowi, jeszcze tego samego wieczora, niepokojąc go na prywatną komórkę.

Rano przyparta do muru Kaśka wyjaśniła, bardzo oburzona, że pudełko znalazła w rogu parkingu, tam, gdzie palimy, więc pewnie wypadło mi jak paliłam. I że ona chciała je dzisiaj oddać, bo wczoraj już nie mogła mnie znaleźć.
Nic, że nie biorę torby, kiedy idę palić. I że prędzej zgubiłabym całą kosmetyczkę niż samo pudełko. Nic, że gdyby faktycznie znalazła, mogła do cholery zostawić na portierni albo zadzwonić albo cokolwiek.
No nie. Szła w zaparte, że znalazła na parkingu.
Pudełko oddała, wielce obrażona.

Brakowało w nim pary kolczyków z opalem i jednego pierścionka, dziwnym trafem tego, który pasował jej na palec. Całe szczęście nie tego po babci.

biuro

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (695)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…