Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50952

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo.
Dziś dzień wspominek z racji sakramentu kuzynki, a dokładniej jak to zachowanie kleryków miało wpływ na moją decyzję wobec odcięcia się od kościoła. Historia sprzed kilku lat, dokładnie 4, byłam wtedy na pierwszym roku studiów.
Aktualnie nie jestem osobą kościelną, wierzę w swoje własne przekonania, a wspólnota kościelna nie jest mi do niczego potrzebna. Z roku na rok moja niechęć do tej instytucji rośnie, mimo iż jeszcze kilka lat temu myślałam, że jeszcze resztki mojego wpojonego katolicyzmu jakoś się uratują (wytłuszczę, bo chyba mało wyraźnie napisałam - KILKA LAT TEMU BYŁAM JESZCZE PRAKTYKUJĄCYM CZŁONKIEM KOŚCIOŁA). No cóż, księża jednak zamiast zachęcać do wiary, odpychają od kościoła. Tak więc przez moje życiowe przejścia z tą instytucją odsunęłam się od jakiejkolwiek praktykowanej wiary i wierzę, po swojemu. No, ale do rzeczy.

Kilka lat temu urodził się mój kuzyn, syn najbliższej ciotki. Bardzo chciała, bym była chrzestna dla małego, zgodziłam się. Jednak do bycia chrzestną musiałam mieć za sobą wszystkie potrzebne sakramenty, w tym bierzmowania, a owego mi niestety brakowało. W parafii, do której należałam chodząc do gimnazjum bierzmowanie odbywało się w 1 klasie liceum. Życie sprawiło, że w ostatniej klasie gimnazjum zmieniłam miasto zamieszkania. W nowym mieście do bierzmowania szło się w ostatniej klasie gimnazjum, więc zwyczajnie nie wpasowałam się w terminy. Dojazdy i plan zajęć w liceum nie pozwoliły mi jednak na dołączenie mimo wszystko do gimnazjalistów, tak więc zwyczajnie do końca liceum bierzmowana nie byłam. Będąc już na studiach udało mi się, właściwie specjalnie na rzecz planowanego chrztu przejść nauki do bierzmowania, ale sam sakrament musiałam przyjąć w katedrze, bo w moim miasteczku bierzmowanie było kilka miesięcy wcześniej i dla mnie jednej nie będą nic organizować.

Tak więc nadszedł dzień, kiedy pojawiłam się w katedrze w dniu udzielania sakramentu. Bałagan był straszny, brak w ogóle jakiś duchowych przeżyć, raczej bieganie z papierkami to tu, to tam, aż zmęczony człowiek w końcu mógł usiąść i przeżyć mszę.
Ale nie całe te papierki były piekielne, a kazanie udzielone przez arcybiskupa (poprawcie mnie, jeśli coś pomyliłam). Krótko mówiąc wszyscy oczekujący sakramentu dostali od niego opiernicz, że leniwi, że czemu w swojej parafii nie byli bierzmowani, że teraz to na szybko każdy, na łatwiznę idzie. Cóż, podniosły się szmery przez kościół, ale nikt obrażony raczej nie wyszedł. Kazanie trwa dalej, duchowny najwyraźniej się rozkręca, bo zaczyna kolejną pouczającą pogadankę. Opowiada o starszej kobiecie, która przyszła kiedyś do niego by zapytać o chrzest swojego wnuka. Mówi, że rodzice oboje pracują w godzinach otwarcia kancelarii parafialnej i zwyczajnie nie mogą przyjść osobiście to załatwić. Abp. Z dumą w głosie prawie krzyczy nam na cały kościół, jak to zjechał ją od góry na dół, że jak jednego dziecka nie umiała wychować, to niech się nie wtrąca do kolejnego pokolenia. A rodzice jak chcą chrzcić dziecko to niech sami się pofatygują i nikogo do tego nie oddelegowują.

W kościele zrobiło się dziwnie. Ja osobiście czułam niesmak, wokół siebie słyszałam pomruki innych uczestniczących w mszy. Cóż, jeśli chciał kogoś pouczyć o czymkolwiek, raczej wybrał do tego złą anegdotkę (by uniknąć dalszej wojny o użycie jednego słowa na całą dosyć długą historię - mały edit).

Powiedzcie mi proszę, jak człowiek może czuć więź z kościołem, jak można się spotkać z taką niechęcią od strony duchownych? Czemu zamiast zachęcać, odpychają od siebie? Myślałam, że czasy straszenia inkwizycją się skończyły i wiara ma przybliżać do Boga, a nie do papierologii. Teraz wolę wierzyć sobie sama, w to co chcę wierzyć, a od Kościoła trzymam się z daleka…

kościół religia bierzmowanie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (67)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…