Moja historia wydarzyła się w jednym z większych wojewódzkich miast, w środkowej Polsce, w herbie którego znajduje się łódka choć nad żadną rzeką nie leży.
Dotyczy w sumie błahego zdarzenia - a mianowicie zmiany nazwiska z panieńskiego na obecne (posiadane od 8 lat - sic!) w systemie eWUŚ.
Zostałam poinformowana o tej nieprawidłowości w przychodni, rejestrując się na wizytę. Niby nic, ale jednak "wyświetlałam się na czerwono" i chciałam to sprostować. Między innymi dlatego, że moje dziecko dopisane jest do mojego ubezpieczenia i żeby w przyszłości uniknąć niepotrzebnych komplikacji.
W związku z powyższym, wykonałam tel. na infolinię eWUŚ w Łodzi, gdzie miła pani poinformowała mnie, że w ogóle nie ma problemu, przyjadę sobie do nich z aktem małżeństwa a oni na stanowisku 4 od ręki dokonają zmian w systemie. OK, no to jadę.
Na miejscu, miła młoda pani (ze stanowiska 1) z niejakim zdziwieniem reaguje na moją prośbę, na zasadzie "o co pani chodzi, przecież jest pani ubezpieczona????" No tak, wiem o tym, pracodawca państwowy, regularnie odprowadza składki, ale chcę mieć zmienione nazwisko na aktualnie posiadane.
Pani wyraziła jeszcze większe zdziwienie jak wyjaśniłam, że sami udzielili mi takiej informacji o bezproblemowej zamianie nazwiska (poprosiła jeszcze o numer tel., z którego udzielono mi tej informacji) i poszła po kierowniczkę.
Przyszła pani i zaczyna mi wmawiać, że to wina Urzędu Stanu Cywilnego lub mojego pracodawcy, który nie przekazał odpowiednich danych do ZUS-u. Mam jechać i wyjaśniać.
Nie bardzo rozumiem co, Pani kierownik jak krowie na granicy zaczyna tyradę jeszcze raz. Przy czym podkreśla, że jeśli byłaby literówka, błąd ortograficzny w moim nazwisku to wprowadzili by zmianę od ręki, ale w takim przypadku nie i już.
W tym momencie młoda pracownica, odwraca monitor i mówi do przełożonej:
- O niech pani spojrzy - w odniesieniu do danych z systemu, które miała na monitorze.
No i tu ZONK, bo w dwóch pozycjach widnieje moje panieńskie nazwisko, a w trzech aktualne.
- Ojej - wzdycha młody urzędnik - wcześniej tego nie zauważyłam...
Na takie dictum usłyszałam wyjaśnienie, że to ZUS przy przetwarzaniu danych coś pomieszał i zamienił moje nazwisko na panieńskie.
Ale nagle okazało się, że jest w NFZ-cie osoba posiadająca magiczne uprawnienia do zmian informacji w systemie i to zrobią od ręki....
To dowód na to, moim zdaniem, że komuna w Polsce trzyma się nadal mocno, a obywatel przychodzący z błahą nawet sprawą traktowany jest nadal jak intruz zakłócający błogostan braci urzędniczej.
Dotyczy w sumie błahego zdarzenia - a mianowicie zmiany nazwiska z panieńskiego na obecne (posiadane od 8 lat - sic!) w systemie eWUŚ.
Zostałam poinformowana o tej nieprawidłowości w przychodni, rejestrując się na wizytę. Niby nic, ale jednak "wyświetlałam się na czerwono" i chciałam to sprostować. Między innymi dlatego, że moje dziecko dopisane jest do mojego ubezpieczenia i żeby w przyszłości uniknąć niepotrzebnych komplikacji.
W związku z powyższym, wykonałam tel. na infolinię eWUŚ w Łodzi, gdzie miła pani poinformowała mnie, że w ogóle nie ma problemu, przyjadę sobie do nich z aktem małżeństwa a oni na stanowisku 4 od ręki dokonają zmian w systemie. OK, no to jadę.
Na miejscu, miła młoda pani (ze stanowiska 1) z niejakim zdziwieniem reaguje na moją prośbę, na zasadzie "o co pani chodzi, przecież jest pani ubezpieczona????" No tak, wiem o tym, pracodawca państwowy, regularnie odprowadza składki, ale chcę mieć zmienione nazwisko na aktualnie posiadane.
Pani wyraziła jeszcze większe zdziwienie jak wyjaśniłam, że sami udzielili mi takiej informacji o bezproblemowej zamianie nazwiska (poprosiła jeszcze o numer tel., z którego udzielono mi tej informacji) i poszła po kierowniczkę.
Przyszła pani i zaczyna mi wmawiać, że to wina Urzędu Stanu Cywilnego lub mojego pracodawcy, który nie przekazał odpowiednich danych do ZUS-u. Mam jechać i wyjaśniać.
Nie bardzo rozumiem co, Pani kierownik jak krowie na granicy zaczyna tyradę jeszcze raz. Przy czym podkreśla, że jeśli byłaby literówka, błąd ortograficzny w moim nazwisku to wprowadzili by zmianę od ręki, ale w takim przypadku nie i już.
W tym momencie młoda pracownica, odwraca monitor i mówi do przełożonej:
- O niech pani spojrzy - w odniesieniu do danych z systemu, które miała na monitorze.
No i tu ZONK, bo w dwóch pozycjach widnieje moje panieńskie nazwisko, a w trzech aktualne.
- Ojej - wzdycha młody urzędnik - wcześniej tego nie zauważyłam...
Na takie dictum usłyszałam wyjaśnienie, że to ZUS przy przetwarzaniu danych coś pomieszał i zamienił moje nazwisko na panieńskie.
Ale nagle okazało się, że jest w NFZ-cie osoba posiadająca magiczne uprawnienia do zmian informacji w systemie i to zrobią od ręki....
To dowód na to, moim zdaniem, że komuna w Polsce trzyma się nadal mocno, a obywatel przychodzący z błahą nawet sprawą traktowany jest nadal jak intruz zakłócający błogostan braci urzędniczej.
słuzba_zdrowia
Ocena:
534
(622)
Komentarze