Wpadłam ostatnio w szał zakupów. A że byłam akurat z wizytą w Krakowie, to właśnie tamtejsze galerie obrałam sobie za miejsce łowów.
W jednej z nich odnalazłam swój ulubiony sklep, ten co to zaczyna się na C, a kończy na podwójne p.
Stojąc w kolejce do kasy byłam świadkiem piekielnej sytuacji.
Pewna kobieta, płacąc za swoje zakupy podała ekspedientce kartę płatniczą. Ekspedientka wykonała całą procedurę na terminalu, wydrukowała paragon i potwierdzenie, wyjęła kartę i... zniknęła z nią na zapleczu na dobrych kilka minut.
Klientka osłupiała, ja szczerze mówiąc też, zwłaszcza że mam w pamięci moje ostatnie przeżycia związane ze skopiowaniem moich danych w bankomacie i kradzieżą pieniędzy z konta.
Po chwili ekspedientka wróciła z kierowniczką, która wyjaśniła jej jakąś zawiłość w systemie komputerowym, a na pełne wyrzutu pytanie klientki "gdzie pani była z moją kartą? tak się nie robi! kto wie co pani z nią robiła??", bąknęła tylko niewyraźne "przepraszam".
I byłby to koniec historii, gdyby nie to, że dokonując zakupów w drugiej części sklepu, usłyszałam rozmowę wspomnianej kierowniczki z innym pracownikiem:
- Słuchaj, byłam przed chwilą u Kaśki i jedna baba się strasznie zbulwersowała.
- Tak? A co się stało?
- Pretensje miała, że Kaśka wzięła jej kartę i poszła na zaplecze. Pff, wielki ma problem.
- Właśnie. Zresztą to i tak nie jest jej karta, tylko banku, więc o co robi aferę?
Faktycznie. Wymagać przestrzegania prawa? Skandal!
W jednej z nich odnalazłam swój ulubiony sklep, ten co to zaczyna się na C, a kończy na podwójne p.
Stojąc w kolejce do kasy byłam świadkiem piekielnej sytuacji.
Pewna kobieta, płacąc za swoje zakupy podała ekspedientce kartę płatniczą. Ekspedientka wykonała całą procedurę na terminalu, wydrukowała paragon i potwierdzenie, wyjęła kartę i... zniknęła z nią na zapleczu na dobrych kilka minut.
Klientka osłupiała, ja szczerze mówiąc też, zwłaszcza że mam w pamięci moje ostatnie przeżycia związane ze skopiowaniem moich danych w bankomacie i kradzieżą pieniędzy z konta.
Po chwili ekspedientka wróciła z kierowniczką, która wyjaśniła jej jakąś zawiłość w systemie komputerowym, a na pełne wyrzutu pytanie klientki "gdzie pani była z moją kartą? tak się nie robi! kto wie co pani z nią robiła??", bąknęła tylko niewyraźne "przepraszam".
I byłby to koniec historii, gdyby nie to, że dokonując zakupów w drugiej części sklepu, usłyszałam rozmowę wspomnianej kierowniczki z innym pracownikiem:
- Słuchaj, byłam przed chwilą u Kaśki i jedna baba się strasznie zbulwersowała.
- Tak? A co się stało?
- Pretensje miała, że Kaśka wzięła jej kartę i poszła na zaplecze. Pff, wielki ma problem.
- Właśnie. Zresztą to i tak nie jest jej karta, tylko banku, więc o co robi aferę?
Faktycznie. Wymagać przestrzegania prawa? Skandal!
Kraków Factory
Ocena:
913
(979)
Komentarze