Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#51394

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
A wieś polska nigdy nie zawiedzie...

Wezwanie do wioski, jakieś 20 kilometrów od bazy. Na - to ważne - STADION !!!
Że jakiś mecz, że ktoś oberwał po nogach i kulasem ruszyć nijak nie może.
Na spokojnie, bo kod drugi, jedziemy. Podziwiamy po drodze okoliczności przyrody, cały czas zachodząc w głowy, gdzie, w miejscowości, w której populacja wróbli przewyższa populację homo być może sapiens, jest rzeczony stadion?
Otóż - jeeeest!!!
Płyta boiska jak się patrzy. Trybuny co prawda trawiaste, ale gęsto obsadzone lokalesami w ilości wskazującej na wydarzenie jednoczące co najmniej trzy wsie.

A na płycie leży zawodnik miesiąca. Skręcony w precel, jęczący, obstawiony przez zatroskane dziewoje z gatunku lachonus vulgaris...
Zaczynamy badać. Łatwe to nie jest, bo gość jęczy nawet przy próbie dotknięcia spodenek - widać teraz unerwione sprzedają... ot mechanizacja...
A przejęte panny na wydaniu podpowiadają, płonąc rumieńcem podniecenia:
- K....wa, przecież ta prosta cie boli, nie?
- Nie no, k...wa ty gupia jesteeeś, ta krzywa chyba, nie?
Samego zainteresowanego trudno usłyszeć.
Ale, co ciekawe, łatwo wyczuć!
Wali bowiem z paszczy równo i ohydnie przetrawionym alkoholem. I się nawet tego nie wypiera: owszem, wypił, a co?
A nic... Tylko mi się nie komponuje sportowy strój z wyziewem rodem spod pachy smoka alkoholika...
Grzecznie bandażujemy, unieruchamiamy najbardziej podejrzaną kończynę i ładujemy mistrza do karetki.
Uzgadniamy miejsce na ortopedii, w odległości jakichś 40 kilometrów od nas.
Zaczynamy wypełzać karetką z płyty boiska na zbocze i dalej ku asfaltowi.
Goni za nami aborygen, spocony, wrzeszczący i - co oczywiste - zasuwa naprzemiennym halsem, nawalony jak szpadel...
Otwieram okno.

Jak tylko ruszyliśmy, wznowiono grę w - jak się okazuje - turnieju o puchar sołtysa - i kolejny Maradona leży ze zbezczeszczonym kolanem!
No w pytkę Zbysia!
Wracamy.

Leży, jeszcze bardziej napruty, niż poprzednik.
Płacze, że boli, żąda fajki, którą mu koleżka odpala i wsadza w paszczę...
Dopiero po zdecydowanej interwencji ratownika, oddaje peta i próbuje wyglądać na chorego.
Kłopot główny: musimy wezwać dodatkową karetkę, bo warstwowy przewóz pacjentów nie jest mile widziany przez dysponentów CPR.
Czekamy. Prawie godzinę, bo najbliższe jednostki są zajęte przy zawale, udarze i stanach rzeczywistego zagrożenia życia.
A my czekamy w polu z dwoma pijanymi "sportowcami".
Zjawia się odsiecz, ostatni zespół w okolicy. Przejmuje jednego supermena i wiezie do szpitala w kierunku przeciwnym, niż my.

Co w tym szczególnie piekielnego?
Po pierwsze, organizacja imprezy masowej bez śladu zabezpieczenia medycznego.
Po wtóre, zdjęcie na dwie godziny ostatnich zespołów z dużego rejonu, celem transportu wymienionych wyżej obywateli.
Nie wspomnę o czekaniu wśród bekających lokalesów i stada dziewoi, pozujących do sweet foci przy karetce.
Ale najgorsze jest to, że zdecydowana większość tubylców była kompletnie pijana! Łącznie z tzw. zawodnikami i organizatorami, jeszcze w trakcie trwania turnieju! A - jak mogliśmy zauważyć - zdecydowana ich większość przyjechała samochodami. Czyli miała zamiar wracać w stanie upojenia, starymi gruchotami z wydechem kalibru działa Oerlikon...

No i - klasyka - po powiadomieniu Policji uzyskaliśmy informację, że nie doszło na razie do naruszenia porządku i ładu publicznego, stąd nie ma podstaw do interwencji i zakończenia widowiska sportowego...
Wnoszę z tego, że dopiero pierwsze ofiary śmiertelne skłoniłyby dzielną kawalerię do zainteresowania tym wydarzeniem.
Gratuluję.
Wszystkim.
Zwłaszcza propagatorom zdrowego trybu życia...

Maciej z Zadupia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (815)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…