Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#51628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Około 2 lat temu zdarzyło mi się przygarnąć psa. Przygoda z psiakiem zaczęła się od telefonu od znajomego który kazał sprawdzić mi czy mój pies (bernardyn) jest na podwórku. A czemu? Przejeżdżając przez moją miejscowość widział leżącego w rowie bernardyna. Natychmiast wybiegłam na podwórko sprawdzić co z moją Sonią. Pies był tam gdzie być powinien. Uspokoiłam się i wróciłam do swoich zajęć.

Od telefonu minęło kilka godzin, moja mama wróciła z pracy. Zawołała nas sąsiadka i powiedziała ze za domem chodzi bernardyn. Okazało się ze to pies którego widział znajomy. Ktoś musiał go widocznie wyrzucić z samochodu. Był zaniedbany, miał kleszcze i pchły ale był też niezwykle spokojny. Dzieciaki z okolicy zdążyły go już wygłaskać i nakarmić. Mama uznała ze trzeba psiakowi pomóc. Wpuściłam go na podwórko, nakarmiłam, od razu zakropiłam na pchły. Szybko zapadła decyzja ze pies zostaje u nas. Jeden bernardyn w tą czy w tą... niewielka różnica, miejsca na podwórku było na tyle żeby oba psy czuły się swobodnie. Sonia ma swój wybieg, nie chodzi po całym podwórku, nowy psiak na początku z Sonią miał kontakt jedynie przez płot żeby się do siebie przyzwyczaiły.

W niedługim czasie okazało się czemu ktoś porzucił rasowego psa. Bojar (takie dostał imię) miał problemy z sercem, miał też ataki podobne do padaczki. Jestem przyzwyczajona do zwierzaków, miałam już kota z padaczką. Dostał leki ale mimo to ataki się powtarzały. Nie minął nawet rok a Bojar zdechł.

Nigdy nie zrozumiem jak można porzucić zwierze tylko dlatego że jest chore.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (287)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…