To był pierwszy sezon w prowadzonym w tym czasie przeze mnie ośrodku wczasowym. Niestety, personel miałem jeszcze niesprawdzony. Kuchnia pracowała w systemie tzw. 12/12 - dzień pracy (12 godzin), dzień wolnego. Razem dwie zmiany po trzy osoby.
Tego dnia serwowane miały być kotlety mielone. Obiad na 13tą i 14tą. Na każdą turę po 150 osób. Coś mnie tknęło, a może miałem jakąś sprawę, nie pamiętam, grunt, że wchodzę do pomieszczenia kuchni około godziny 12.30. Siwy dym. Smród, że aż oczy łzawią. Otwieram okna, włączam wyciągi na full, a moim oczom ukazuje się obraz:
- dwie z trzech pań kucharek leżą pijane przy stole "pracowniczym"
- trzecia ledwo stojąc na nogach próbuje przewracać kotlety
- owe znajdujące się na dużej, przemysłowej patelni kotlety stały się malutkimi, czarnymi węgielkami.
Za pół godziny obiad. Trzeba działać szybko:
- telefon do drugiej zmiany, błagam by przyszły ratować sytuację
- prośba do recepcjonistek, by przekazywały gościom, że bardzo przepraszamy, ale była awaria gazu, kuchnia nie miała jak zrobić obiadu na czas, będzie on dopiero na 16tą, za co niezmiernie przepraszamy
- telefon na policje, by mi zbadała, odnotowała i wyprowadziła (były) personel
- w te pędy do pobliskiego miasta do hurtowni po nowe mięso.
Podsumowanie:
Sytuację udało się ogarnąć. Gościom smakował spóźniony obiad i nikt nie miał wielkich pretensji. Panie kucharki tylko chciały uczcić imieniny jednej z nich. W miarę sprawnie udało się w dość szybkim czasie załatwić nowe trzy kucharki.
Ale co się piekielnego strachu i nerwów najadłem - to moje.
Tego dnia serwowane miały być kotlety mielone. Obiad na 13tą i 14tą. Na każdą turę po 150 osób. Coś mnie tknęło, a może miałem jakąś sprawę, nie pamiętam, grunt, że wchodzę do pomieszczenia kuchni około godziny 12.30. Siwy dym. Smród, że aż oczy łzawią. Otwieram okna, włączam wyciągi na full, a moim oczom ukazuje się obraz:
- dwie z trzech pań kucharek leżą pijane przy stole "pracowniczym"
- trzecia ledwo stojąc na nogach próbuje przewracać kotlety
- owe znajdujące się na dużej, przemysłowej patelni kotlety stały się malutkimi, czarnymi węgielkami.
Za pół godziny obiad. Trzeba działać szybko:
- telefon do drugiej zmiany, błagam by przyszły ratować sytuację
- prośba do recepcjonistek, by przekazywały gościom, że bardzo przepraszamy, ale była awaria gazu, kuchnia nie miała jak zrobić obiadu na czas, będzie on dopiero na 16tą, za co niezmiernie przepraszamy
- telefon na policje, by mi zbadała, odnotowała i wyprowadziła (były) personel
- w te pędy do pobliskiego miasta do hurtowni po nowe mięso.
Podsumowanie:
Sytuację udało się ogarnąć. Gościom smakował spóźniony obiad i nikt nie miał wielkich pretensji. Panie kucharki tylko chciały uczcić imieniny jednej z nich. W miarę sprawnie udało się w dość szybkim czasie załatwić nowe trzy kucharki.
Ale co się piekielnego strachu i nerwów najadłem - to moje.
uslugi
Ocena:
918
(956)
Komentarze