Pracuję w barze fastfood tj. McDonald's. Piekielnych "gości" jak to każą nam nazywać klientów jest masa. Dziś spotkałam się z jednym, którego na długo zapamiętam.
Stanowisko na którym aktualnie pracowałam to kasa. Do moich zadań należało: przyjęcie zamówienia od gościa, przyjęcie gotówki i podanie zamówienia oraz jeśli trzeba było przygotowanie porcji lodów, shake czy nasypanie porcji frytek.
Podchodzi do mnie mężczyzna na oko 30-letni z dzieckiem może ok. 2 latka. Prosi o loda dla malucha. Standardowo, ponieważ mamy kilka rodzai lodów staram się sprecyzować i proponuję zwykłego rożka bez polewy. W tym momencie oczekuję uprzejmej informacji czy gość zgadza się na taki produkt, jeśli nie, proponuję inny najczęściej większy z dodatkami czyt. polewami i posypkami.
Zostałam jednak bardzo nieprzyjemnie zaskoczona. Facet z szyderczym uśmieszkiem stwierdza, że w końcu jestem od robienia lodów i mam zdobić dla "jego dzieciaka" najlepszego loda jakiego umiem, bez różnicy czy z polewą, posypką, jego dziecko ma być zadowolone. Dodatkowo usłyszałam, że jestem idiotką proponując maluchowi zwykły produkt bez polewy teoretycznie najlepszy dla niego.
Na moje szczęście stanęła za mną menadżerka i poinformowała szanownego Pana, że obsłuży go inna osoba, ponieważ ja zostałam przez niego nieuprzejmie potraktowana.
Niestety padło na moją koleżankę. Również została ona zwyzywana jednak podała gościowi produkt McFlury z dodatkową polewą posypką i każdym innym życzeniem.
Jakby tego było mało, zażądał on od menadżerki zwolnienia nas obu ponieważ nie wiemy co jest najlepsze dla 2 letniego dziecka i najwidoczniej nie umiemy robić lodów.
Menadżerka (cudowna kobieta) krótko i treściwie poinformowała faceta, że jesteśmy najbardziej pracowitymi dziewczynami i lubimy swoją pracę, a on jako gość ma nas szanować.
Rozumiem, że "klient nasz pan" ale czy nie można podejść z kulturą do kasjera, który ma nas obsłużyć? Czasami szybkość obsługi zależy od kultury gościa i kasjera. Nikomu nie życzę takich "gości".
Stanowisko na którym aktualnie pracowałam to kasa. Do moich zadań należało: przyjęcie zamówienia od gościa, przyjęcie gotówki i podanie zamówienia oraz jeśli trzeba było przygotowanie porcji lodów, shake czy nasypanie porcji frytek.
Podchodzi do mnie mężczyzna na oko 30-letni z dzieckiem może ok. 2 latka. Prosi o loda dla malucha. Standardowo, ponieważ mamy kilka rodzai lodów staram się sprecyzować i proponuję zwykłego rożka bez polewy. W tym momencie oczekuję uprzejmej informacji czy gość zgadza się na taki produkt, jeśli nie, proponuję inny najczęściej większy z dodatkami czyt. polewami i posypkami.
Zostałam jednak bardzo nieprzyjemnie zaskoczona. Facet z szyderczym uśmieszkiem stwierdza, że w końcu jestem od robienia lodów i mam zdobić dla "jego dzieciaka" najlepszego loda jakiego umiem, bez różnicy czy z polewą, posypką, jego dziecko ma być zadowolone. Dodatkowo usłyszałam, że jestem idiotką proponując maluchowi zwykły produkt bez polewy teoretycznie najlepszy dla niego.
Na moje szczęście stanęła za mną menadżerka i poinformowała szanownego Pana, że obsłuży go inna osoba, ponieważ ja zostałam przez niego nieuprzejmie potraktowana.
Niestety padło na moją koleżankę. Również została ona zwyzywana jednak podała gościowi produkt McFlury z dodatkową polewą posypką i każdym innym życzeniem.
Jakby tego było mało, zażądał on od menadżerki zwolnienia nas obu ponieważ nie wiemy co jest najlepsze dla 2 letniego dziecka i najwidoczniej nie umiemy robić lodów.
Menadżerka (cudowna kobieta) krótko i treściwie poinformowała faceta, że jesteśmy najbardziej pracowitymi dziewczynami i lubimy swoją pracę, a on jako gość ma nas szanować.
Rozumiem, że "klient nasz pan" ale czy nie można podejść z kulturą do kasjera, który ma nas obsłużyć? Czasami szybkość obsługi zależy od kultury gościa i kasjera. Nikomu nie życzę takich "gości".
gastronomia
Ocena:
559
(747)
Komentarze