Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#51874

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Tyle się pisze ostatnio o pacjentach, którzy, wożeni między szpitalami, oddają ducha na pokładzie karetki albo zaraz po przywiezieniu do SORu.
To może spojrzenie z drugiej strony barykady...

Wieziemy poszkodowanego w wypadku samochodowym.
Chwilowo stabilny, z naciskiem na chwilowo.
Mnogie obrażenia ciała, bo i kończyny połamane i miednica i brzuch jakiś podejrzany no i przytomność stracił w czasie zderzenia z elementem roślinności typu sosna.
Ponieważ tak każe dobry obyczaj i wytyczne, zbliżając się do miasta wojewódzkiego (bo tam mieliśmy najbliżej), wołamy przez radio SOR.
Zgłasza się.
Informuję o fakcie transportu pacjenta, o jego stanie i czasie przybycia.
I słyszę:
- Czy to było uzgadniane?
- Nie było, lecimy z miejsca zdarzenia.
- Proszę czekać, zapytam lekarza dyżurnego!
WTF??? Jakie czekać? Gdzie? W karetce, na środku miasta???
Po chwili, wściekły głos pyta:
- Kto wydał zgodę na przyjazd do nas?
- Koordynator ratownictwa, telefonicznie, na miejscu zdarzenia.
Cisza. Taka niezręczna. Bo nie wiemy, czy możemy jechać, czy nie...
To jedziemy dalej. Może cisza jest oznaką zgody...
Myślę sobie: nie najlepiej traktują załogi spoza rejonu.
W tym momencie słyszę miejscową karetkę podstawową.
Meldują, że wiozą mężczyznę w stanie ciężkim, z podejrzeniem udaru krwotocznego, będą na SORze 5 minut po nas.
I zaczyna się cyrk:

- U nas SOR pełny, będzie leżeć na korytarzu, proszę jechać do klinicznego!
- Tu kliniczny, u nas też pełno, też korytarz, proszę kierować się do branżowego!
- Zgłasza się SOR z branżowego. My nie przyjmujemy pacjentów spoza rejonu, proszę do wojewódzkiego (ten pierwszy wywołany)!

W tym momencie wczułem się w rolę kierownika tamtego zespołu.
Ma na pokładzie ciężko chorego człowieka, którego chce jak najszybciej przekazać w dobre ręce.
Tyle, że te ręce są tak zmęczone pracą, że próbują odbić karetkę gdziekolwiek, byle dalej.
A po takiej wymianie zdań, ratownikowi nie pozostaje nic innego, jak dzwonić do koordynatora i prosić o ustalenie miejsca, do którego mają się skierować. Bo te trzy szpitale posadowione są w kompletnie różnych częściach miasta.
A pacjent nie może czekać.

To zresztą jedyne znane mi miasto, gdzie pierwsze pytanie na SORze nie brzmi: "co dolega choremu".
Tam chyba w instrukcji dla personelu widnieje tylko jedno pytanie: "dlaczego do nas?"
To pytanie wkurza. Doprowadza mnie do białej furii.
Bo zazwyczaj nie wozimy pacjentów z kacem czy chrypką. Bo zazwyczaj są to ludzie w stanie zagrożenia życia, wymagający szybkiego zaopatrzenia.
A jeżeli do tego dodamy małe złośliwości typu nie oddanie deski ortopedycznej przez godzinę, nie zwracanie uwagi na wjeżdżającą załogę z pacjentem i kontynuowanie ważnych dywagacji na temat wypieków świątecznych, czy zadawanie kolejnego mądrego pytania: "a zdjęcia przywieźliście?" (moja ulubiona odpowiedź:" nie, bo mi się rentgen k.... do karetki nie mieści"), to przestaje dziwić niechęć ludzi do pomarańczowych mundurków.

Bo to nas kojarzą z ratownictwem medycznym. I to my jeździmy z pacjentem, szukając miejsca dla niego.
I o nas potem piszą:" pacjent zmarł w karetce".
Ten system jest chory.

opieka niezdrowotna

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1243 (1281)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…