zarchiwizowany
Skomentuj
(20)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Krótko, ale jakże treściwie...
Przejście dla pieszych w jednym z mniejszych miast. Bez świateł. Jak więc bezpiecznie przechodzić? Albo czekać, aż któryś z miłych kierowców się zatrzyma lub wypatrzeć moment, gdy jezdnia będzie pusta... Dla bardziej wprawionych i odważnych: przechodzić, gdy samochód widać w oddali, ale mając realne szanse by zdążyć.
Ale nie, nie zawsze. Oni - matka, dwójka dzieci.
Mamusia, która pcha wózek z dzieciątkiem, za który trzyma się inne dziecko, może 4-lenie.
Ja - obok - jak sądziłam - wyczekujemy momentu nadającego się do przejścia. Myliłam się...
Ruch straszliwy. Samochody jadą jeden za drugim, bez przerwy. Nastała pamiętna chwila, między samochodami na jednym z dwóch pasów zrobiła się "większa" przerwa - na moje oko, nie do przejścia.
Na oko mamusi... Co tam oko.
Wózek został wepchnięty, na starcie otrzymując "przyspieszenie". (Oczekujecie pewnie słów - mamusia za nim, ostre hamowanie, złość kierowcy, sielski spacer.)
Niestety, nie tym razem.
Zakończenie było takie: SZPITAL.
Piekielność mamusi. Matki.
Stres dla kierowcy, niepotrzebne zamieszanie, niemiłe doświadczenie (potrącił, a jakby zabił? nie z własnej winy)
Narażanie życia dziecka, dzieci.
Narażanie własnego życia - co tam jej życie.
Przejście dla pieszych w jednym z mniejszych miast. Bez świateł. Jak więc bezpiecznie przechodzić? Albo czekać, aż któryś z miłych kierowców się zatrzyma lub wypatrzeć moment, gdy jezdnia będzie pusta... Dla bardziej wprawionych i odważnych: przechodzić, gdy samochód widać w oddali, ale mając realne szanse by zdążyć.
Ale nie, nie zawsze. Oni - matka, dwójka dzieci.
Mamusia, która pcha wózek z dzieciątkiem, za który trzyma się inne dziecko, może 4-lenie.
Ja - obok - jak sądziłam - wyczekujemy momentu nadającego się do przejścia. Myliłam się...
Ruch straszliwy. Samochody jadą jeden za drugim, bez przerwy. Nastała pamiętna chwila, między samochodami na jednym z dwóch pasów zrobiła się "większa" przerwa - na moje oko, nie do przejścia.
Na oko mamusi... Co tam oko.
Wózek został wepchnięty, na starcie otrzymując "przyspieszenie". (Oczekujecie pewnie słów - mamusia za nim, ostre hamowanie, złość kierowcy, sielski spacer.)
Niestety, nie tym razem.
Zakończenie było takie: SZPITAL.
Piekielność mamusi. Matki.
Stres dla kierowcy, niepotrzebne zamieszanie, niemiłe doświadczenie (potrącił, a jakby zabił? nie z własnej winy)
Narażanie życia dziecka, dzieci.
Narażanie własnego życia - co tam jej życie.
mamuśka
Ocena:
46
(154)
Komentarze