Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#53039

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Uważam się za ofiarę służby zdrowia.
Opowieść długa, ale jeśli tl;dr to spokojnie przewiń do kolejnej historii.

Kiedyś byłam pod opieką fenomenalnych lecz właśnie kończących karierę lekarzy. Z tego powodu miałam pełne zaufanie do tej instytucji, a wszelkie historie uznawałam właściwie niewielki procent.

Do czasu.

Moi specjaliści poszli na emeryturę, albo jak to bywa, odeszli na zasłużony odpoczynek za swoją fenomenalną pracę.
Pewnego dnia miałam ostre bóle brzucha w okolicy żołądka (nie jestem pewna bo ból miał charakter promieniujący). Trwało to około tygodnia (wykluczałam, jak również i rodzice zatrucia, i inne tego typu rzeczy). Nospy nie pomagały, żadne smecty, jedynie jako takie ukojnie przynosił mi termofor i pozycja embrionalna. Decyzja - do lekarza.
Lekarz sympatyczny, zbadał, podotykał, posyczałam z bólu.
Zapalenie żołądka, możliwe wrzody. I tu padło z moich ust pytanie czy fakt że po zjedzeniu chleba czuję się jak balon, po kromce czuję się syta jakbym zjadła 2 obiady i szereg innych objawów (dla jedzących oszczędzę). Spojrzał na mnie i wydał skierowanie do gastrologa, bo może być to celiakia. Leki przyjmowałam, po 2 dniach ręką odjął. Miałam wtedy 15 lat.

Wizyta u gastrologa miała być 1,5 roku później. Wtedy można było to jeszcze załatwić przez zaklęcie "omójborze umieram zróbcie coś, boli, umieram" jednak nie skorzystałam. Czułam się dobrze, może to był jednorazowy incydent, stwierdziłam że poczekam.

2 miesiące później znów ostry ból brzucha.Miałam stresujące sytuacje, a że jestem nerwowa to pomyślałam że to stres i to minie. Po 2 tygodniach pogotowie (po uświadomieniu że to nie stres i przybierał na sile). Zarysowałam sytuację, wspomniałam że to się działo kilka dni wcześniej, 2 miesiące temu również. Ojciec wręczył odbitkę karty z pierwszej wizyty... i się zaczęło. Pani doktor [PD] poprosiła ojca o wyjście. Wyszedł. [PD] bada brzuch.

[PD]: kiedy miała pani okres
[ja]: jakieś 2 tygodnie temu.
[PD]: uprawiała pani seks?
[ja]: (tak, to były czasy kiedy szła fala wypowiedzi że 14-16 latki mają bogate życie seksualne). Nie, nigdy tego nie robiłam.
[PD]: wymiotowała pani? mdlała? nudności?
[ja]: tak, wielokrotnie, ostatnim razem dziś rano.

Pani doktur stwierdziła... tak, ciążę! W dodatku wyzwała mnie od puszczalskich kłamczuch, oraz krzyknęła na cały korytarz że mój kochany ojciec jest nieodpowiedzialny bo mnie nie pilnuje, a teraz będę chodzić z brzuchem.
Szok totalny. Rozpłakałam się co pani doktur oceniła jako dowód lęku że wszyscy się dowiedzą i konsekwentnie (przepraszam za określenie ale delikatne nie odzwierciedli tego co czułam jako osoba jeszcze ufna w cały ten system) dopie*rdalała mi po całej linii. Płakałam bo nie wiedziałam że można tak kogoś potraktować, bo zderzyłam się z nowym systemem.
Co najlepsze - przepisała mi...


Krople na żołądek, które powodowały wrażenie jakby zżerały mi żołądek niczym trucizna. 2 dni później (to była wigilia) pogotowie, tym razem wieczorem więc nie było mowy że mnie nie zbadają a tym bardziej nie przyjmą zwłaszcza że wyglądałam jak śmierć, strasznie wychudłam, bolał mnie każdy włos na ciele. Opowiadam o sytuacji. O pierwszej wizycie, o pogotowiu z odważnym stwierdzeniem że jak teraz znów będzie to samo to ja poproszę Morbital. Wstępnie stan średni, anemia, odwodnienie problem z wypróżnianiem to lewatywka, kroplówka i spać.
Rano słyszałam od pielęgniarek "dziecko jak ty wyglądasz".
Prosiłam o jakiś zastrzyki przeciwbólowe cokolwiek, dostałam 1 na całą kilkudniową, który nie zadziałał. Opisywałam każdy objaw, pytałam wkońcu pytać przestałam bo miałam opinię symulantki.
To był okres świąteczny więc w bólu czekałam na badania. W drugi dzień świąt stwierdzili że mnie wypisują po usg mimo że się zginam z bólu. Usg nic nie wykazało jednak pani badaczka stwierdziła że iż nic nie ma niepokojącego, to jednak zaleciłaby obserwację. Badania krwi (podstawowa morfologia i biochemia) też nic nie wykryły, po tonach elektrolitów i innych piguł których nazw nie znałam było lepiej więc wypuścili mnie ze szpitala.

Okej, było jakotako lepiej oprócz nagonki rodziny że nie jadam chleba bo to dar boży, więc coś ze mną nie tak.
Zaczęłam w sobie twierdzić że jestem po prostu nienormalna.
Ale poczekam na opinię gastrologa.

Gastrolog stwierdził że to na bank pękające wrzody. Ale nie dał usg ani nic. Przepisał mi za to rewolucyjne leki i lekką dietę.

Leki brałam, dietę stosowałam do momentu kiedy znów nie wylądowałam w szpitalu z powodu ostrych bólów brzucha, anemii, odwodnienia, niezbyt normalnej pracy serca. Szpital, tym razem ponad tydzień. Z badań morfologia, biochemia, gastroskopia, usg (Nie ma wrzodów) i nic. Po tonach kroplówek i, w domyśle, losowych leków lekarze stwierdzili
- Nie wiemy co pani jest, wpiszemy zapalenie żołądka.

Wszystko było mi jedno, znów rewolucyjne tabletki na drogę i do domu.
Po kilku miesiącach zaczęły się różne objawy: totalny brak energii, potrafiłam spać 14-18 godzin tym samym nauka dostała po dupie, wchodzenie na schody był dla mnie maratonem, kiedy przeszłam 2 piętra nie raz ciemno przed oczami a bicie serca czułam w uszach. Nie był to problem wagi bo na 165 cm ważyłam jakieś 50kg, może mniej, jadłam dużo ale chudłam, spadek zupełny nastroju.
No więc poszłam do rodzinnego.
Morfo, wyniki fenomenalne tylko tarczyca coś nie tak.
No to sru do endokrynologa. Guzki na tarczycy. Przy pierwszym badaniu 4 guzki od 3mm do 5,5mm. Leki. Kolejne badanie. 6 guzków od 3,3 do 6,5. Znów leki. Na bąknięciu o biopsji zrugała mnie mówiąc że to ona jest lekarzem. to działo się jak już miałam te 18 lat.

Myślicie że to koniec? W życiu.

Byłam również u kardiologa, no i okazyjnie anemia którą stwierdzili mi już 3 razy w tym roku.

Schudłam do 48 kg mimo że potrafiłam zjeść naprawdę dużo.

Nadarzył się też motyw że przez to samopoczucie i nagromadzenie sytuacji niezbyt przyjemnych wpadłam, a właściwie są podejrzenia że wpadłam w chorobę psychiczną na literę S lub B. Rok bicia się z myślami, płaczu, non stop w łóżku i innych różnych takich. Leki były, a nawet działały! Wróciłam do jakotakiego stanu używalności, tylko nadal były bóle brzucha, nadal chudłam mimo że sporo jadłam, nadal czułam się nie do życia, ale moja głowa wyciszyła się na tyle by nie prowadzić w głowie dysput na mój temat.

To wszystko na koszt NFZ

Aż do pewnego momentu. Ojciec dziwnie się czuł od pewnego czasu(też od kilku lat jednak jak się okazało jego organizm jest bardziej toleracynjny od mojego), więc wybrał się do specjalisty. Prywatnie. Jako że też miał swój pliczek badań, nic nie pomaga, objawy nie do zniesienia dla niego i dla nas kiedy wejdziemy do łazienki. Pan doktur przeczytał wszystko. Podumał, pomyślał, i tak rzekł.

- Na moje ślepe oko, to jak byk ma pan celiakię.
Popytał się czy ktoś z rodziny może mieć podobne objawy. Wskazał na mnie. Więc pewnego dnia na prośbę ojca pojechałam do lekarza.
Pan dohtur w szoku. Że nawet oprócz podstawowych objawów (spadek wagi, złe samopoczucie po chlebie, cieście, "rewolucje łazienkowskie") jak również anemia, arytmia i szczątkowo choroba psychiczna dla niego wskazuje właśnie na to (podobno celiakia może też przyspieszyć wzrost guzków na tarczycy, znawców proszę o opinię). A kiedy oznajmiłam że ta batalia o dojściu co mi jest trwa 5 lat skomentował krótko.
- Wstyd mi za nich bo to moi koledzy.
Celiakia. Pliczek skierowań. Krew, biopsja jelita, nawet skórna. Ręka cała w pokrzywce, wysoka nietolerancja, prawie zupełny zanik kosmków.

Diagnoza była dla mnie śmiechem przez łzy, bo chwilami bałam się
czy to nie jest coś poważnego, nowotwór, czy cokolwiek innego.

Przeprowadziłam się. Znalazłam dobrych, lecz prywatnych, specjalistów. Kiedy mówię że chorobę wykryto w wieku 20 lat a mój ojciec w wieku 43 lat reagują niepohamowanym śmiechem.

KOCHAJMY SŁUŻBĘ ZDROWIA KUR*WA MAĆ!

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (221)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…