Będzie o szeroko pojętej Służbie Zdrowia.
Siedzę sobie dziś jak co dzień na recepcji niepublicznej przychodni, przyjmującej pacjentów w ramach funduszu NFZ. Między jednym telefonem a drugim, do okna podchodzi pani, i przedstawia się że jest z apteki, ma problem z receptą, i czy pan doktor który ją (receptę) wypisywał, mógłby ją poprawić? Oczywiście, nie ma problemu, myślę sobie: pewnie źle wpisał dawkowanie, albo może pacjent chciał inny lek? Pani podaje mi receptę, patrzę na nią i widzę, że przy jednym leku doktor się pomylił i wpisał odpłatność 100% - przekreślił to, napisał R jak ryczałt, postawił pieczątkę i parafkę.
Zdumiona pytam pani farmaceutki, jakiż to problem jest z tą receptą? Ona mi na to, że przekreślenie jest, i to wymaga parafki i pieczątki lekarza. Ale przecież jest i parafka i pieczątka? No tak, ale pan doktor 100% przekreślił nie jedną, ale dwoma kreseczkami...a każde przekreślenie wymaga parafki i pieczątki! Rozumiecie? Lekarz napis 100% przekreślił dwoma kreskami wyglądającymi tak "="...Aż żałuję że nie zrobiłam zdjęcia recepcie, żeby móc Wam uświadomić, jak malutkie to było i jaki to raban o...nic!
Zastanawiam się, kto tam w tym całym ministerstwie zdrowia oszalał do tego stopnia, żeby wprowadzić taki terror wśród aptekarzy - farmaceutka nie dała się przekonać, że do licha przekreślenie JEST podpisane i ostemplowane; ma być druga pieczątka i parafka i koniec. Pilnowanie porządku z receptami i lekami chwalebna sprawa, ale co za idiota to wymyślił i wyszlifował do takiego poziomu absurdu, że kobieta pędzi z drugiego końca miasta, żeby stemplować kreseczkę? To nie był jej wymysł, ona się rzeczywiście bała co to będzie, jak do recepty się "przyczepią" z czego wniosek, że faktycznie biurokracja w NFZ jest aż tak drobiazgowa, żeby nie napisać upierdliwa... Nie było mnie już potem, żałuję że nie widziałam reakcji lekarza na ów absurd... pewnie śmiech był :)
Siedzę sobie dziś jak co dzień na recepcji niepublicznej przychodni, przyjmującej pacjentów w ramach funduszu NFZ. Między jednym telefonem a drugim, do okna podchodzi pani, i przedstawia się że jest z apteki, ma problem z receptą, i czy pan doktor który ją (receptę) wypisywał, mógłby ją poprawić? Oczywiście, nie ma problemu, myślę sobie: pewnie źle wpisał dawkowanie, albo może pacjent chciał inny lek? Pani podaje mi receptę, patrzę na nią i widzę, że przy jednym leku doktor się pomylił i wpisał odpłatność 100% - przekreślił to, napisał R jak ryczałt, postawił pieczątkę i parafkę.
Zdumiona pytam pani farmaceutki, jakiż to problem jest z tą receptą? Ona mi na to, że przekreślenie jest, i to wymaga parafki i pieczątki lekarza. Ale przecież jest i parafka i pieczątka? No tak, ale pan doktor 100% przekreślił nie jedną, ale dwoma kreseczkami...a każde przekreślenie wymaga parafki i pieczątki! Rozumiecie? Lekarz napis 100% przekreślił dwoma kreskami wyglądającymi tak "="...Aż żałuję że nie zrobiłam zdjęcia recepcie, żeby móc Wam uświadomić, jak malutkie to było i jaki to raban o...nic!
Zastanawiam się, kto tam w tym całym ministerstwie zdrowia oszalał do tego stopnia, żeby wprowadzić taki terror wśród aptekarzy - farmaceutka nie dała się przekonać, że do licha przekreślenie JEST podpisane i ostemplowane; ma być druga pieczątka i parafka i koniec. Pilnowanie porządku z receptami i lekami chwalebna sprawa, ale co za idiota to wymyślił i wyszlifował do takiego poziomu absurdu, że kobieta pędzi z drugiego końca miasta, żeby stemplować kreseczkę? To nie był jej wymysł, ona się rzeczywiście bała co to będzie, jak do recepty się "przyczepią" z czego wniosek, że faktycznie biurokracja w NFZ jest aż tak drobiazgowa, żeby nie napisać upierdliwa... Nie było mnie już potem, żałuję że nie widziałam reakcji lekarza na ów absurd... pewnie śmiech był :)
słuzba_zdrowia
Ocena:
454
(496)
Komentarze