Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#53272

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Będzie o tym, jak to cztery stare kwoki jechały nad morze.

Mam dwie babcie. Jedna jest super, można z nią pogadać, piwa się napić, na rowerze pojeździć i poprzeklinać. Druga - nazywana w rodzinie babką - to zasuszona mimoza, całe życie roszczeniowo nastawiona do świata, rozżalona, sfrustrowana i jadowita. Tej drugiej tak ja, jak i reszta rodziny, wliczając w to jej własne dzieci, po prostu nie lubimy. Widujemy się z nią kiedy trzeba, czyli na święta czy dzień babci. Już nawet we własne urodziny żadne z nas tam nie jeździ, bo za pięć dych i starą bombonierkę nie ma co sobie humoru psuć.

Babka wymyśliła sobie, że pojedzie na tydzień nad morze. Razem z koleżankami, sztuk trzy, o charakterkach zbliżonych do babki. A że one stare, schorowane, to nie będą się tłuc komunikacją zbiorową, bo w autobusie nie ma kibla, w pociągu kuszetki śmierdzą i w ogóle jak to tak noc całą. Wymyśliły więc, że pojadą autem. A że z krewnych najbliższych tylko ja chwilowo byłam wolna - bo po bliskim spotkaniu z asfaltem wciąż jeszcze nie pracowałam, padło na mnie. Co tam, że wciąż mam nie do końca sprawny nadgarstek i nie służy mi długie siedzenie w jednej pozycji. I się zaczęło...

1. Zażyczyły sobie jazdy nocą. Nocą jeździć nie lubię, więc zaprotestowałam, zwłaszcza że od nas nad morze nie ma żadnej dobrej, prostej drogi. Co chwila jakaś wiocha, radary, dziury, miasta i miasteczka. Ale one chcą nocą, bo za dnia bardzo gorąco (były to te mocno upalne dni) i pewnie jedna po drugiej zawału dostaną. Mówię, że mam w aucie klimatyzację. Krzyk podniosły, że się poprzeziębiają, że grzyb, że HIV i siedem plag egipskich i czy ja czasem nie oszalałam.

2. Wyjazd miał być o 22. O rzeczonej godzinie podjeżdżam pod dom babki, gdzie kwoki miały mieć miejsce zbiórki. I się okazuje, że jednej nie ma i trzeba po nią jechać do miejscowości oddalonej o 20 kilometrów (przez którą zresztą przejeżdżałam jadąc do babki), bo ona do syna pojechała i jej autobus uciekł. Zagryzłam zęby, pojechałam, babsko zabrałam, zabrałam jej walizkę z domu i wracam pod dom babki. Zastaję babkę w trakcie wywracania swojej walizki na lewą stronę, bo jej jedna z tych dwóch co zostały powiedziała, że niepotrzebnie bierze jakieś tam spodnie, bo coś tam. Więc babka postanowiła zaprezentować całą swoją garderobę, by jej doradziły co wziąć, a co nie. Godzinę po planowanej porze wyjazdu.

3. Ostrzegałam, że bagażnik mojego samochodu nie jest jakiś super wielki - ot, zwykły sedan, więc może być problem ze zmieszczeniem 4 dużych waliz. One wiedzą lepiej. Zapakowały się w kufry tak wielkie, że dopiero informacja że tę czwartą walizkę będą trzymać z tyłu na kolanach sprawiła, że jakoś się przegrupowały i dwie zapakowały się do jednej torby. Bo, jak się okazało, dwie z tych wielkich waliz były pełne ledwo w połowie, gdyż one innych nie mają, a poza tym trzeba gdzieś wodę z morza przewieźć.

4. Co godzinę postój. Nie pięciominutowy, tylko półgodzinny. Bo siku/kanapkę z torby w bagażniku/wody. 600 kilometrów jechałam prawie 9 godzin.

5. Wsiadłyśmy, jedziemy, zaczęło się trajkotanie. Obrabianie tyłka wszystkim, od sklepowej przez koleżanki po księdza proboszcza. Po trzech godzinach wiedziałam aż nazbyt dokładnie, czyja wnuczka ma grzybicę paznokci, kto kogo zdradza i że ta ruda Kryśka taka ruda, a chłopa znalazła. Jak już się skończyły obiekty, zaczęło się marudzenie że ciasno, że za szybko jadę, że co takie słabe te światła w samochodzie, że czemu ta nawigacja tak głośno gada. Ze dwa razy ostro hamowałam, bo babce się wydawało że coś widzi na jezdni przed nami. Później miałam już dość, na stacji paliwowej koło Poznania kupiłam każdej po herbatce i dorzuciłam do kubeczków po dwa aviomariny, w nadziei że zadziałają nasennie. Zadziałały, na szczęście.

6. Dojechałyśmy do Darłowa, szukamy pensjonatu. Mija godzina, kwater nie ma, miasto nie jest duże więc zjechałyśmy je wzdłuż i wszerz. W końcu na stacji benzynowej pytam o te kwatery. Są, tyle że w Darłówku.

7. W Darłówku znalazłyśmy rzeczone pokoje gościnne, wyciągam walizki z bagażnika i mówię, że wnieść muszą sobie niestety same, bo ja mam wciąż niesprawny i delikatny nadgarstek. Oburzenie - bo choć pokoje na parterze, to z ulicy na parter są TRZY schodki. Każda walizka na kółkach, można ją w sumie wciągnąć.

8. Wniosły się, zabrały mi z auta swoje jaśki, koce, krzyżówki, zostawiły za to woreczki po kanapkach i butelki po wodzie. Po upomnieniu z łaską to posprzątały, po czym widzę że babka szykuje strategiczny odwrót. Upominam się, już nawet nie siląc się na uprzejmość, o należność za paliwo. Niby auto na gaz, więc wyszło niespełna 300zł za obie strony, ale nie widzę powodu dla którego miałabym płacić za ich przyjemności. Dała mi te trzy stówy, a "za resztę coś sobie kup". O shit, chyba nawet na dużą fantę by wystarczyło.

9. Pojechałam do hotelu, który zarezerwowałam sobie wcześniej, nie licząc na to, że zostanie mi zaproponowany odpoczynek po całonocnej jeździe. Padłam na twarz, siedem godzin później poszłam na chwilę na plażę i zobaczyłam te kwoki na piachu. Wszystkie cztery są słusznej postury, mocno nadgryzione zębem czasu. Wszystkie, jak jedna, opalały się toples, jedna nawet w gaciach niebezpiecznie przypominających stringi.

Wróciłam do auta i pojechałam do domu. Wczoraj pojechał po nie mój wujek. Dziś się dowiedziałam, że są bardzo niezadowolone z mojego tempa jazdy, kosztu paliwa, niewniesienia bagaży, auto było za małe i było im ciasno (przypominam, trzy baby, każda około 90kg na tylnej kanapie) i w związku z moją niewdzięcznością babka zastanawia się, czy ja na pewno zasługuję na spadek po niej... Oby mnie wydziedziczyła, przynajmniej nie dostanę żadnego nadgryzionego przez mole futra z kolekcji autumn/winter 1969 ;)

Jak Polska długa i szeroka

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 939 (1057)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…