Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#53402

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem będzie o tym, jak w walce z moherem pomógł mi... ksiądz!

Zanim zaczniemy, muszę się przyznać - jestem chamski. Bezczelny, chamski, nazywajcie jak chcecie. Nie wstydzę się wyrażać swojego zdania, jednak takie akcje odwalam tylko jeśli podejście spokojne i dyplomatyczne zawiedzie. Tak jak w tym przypadku. A, właśnie, jeszcze jednego bohatera muszę przedstawić:

W I klasie gimnazjum mieliśmy jeden semestr religii z najbardziej wyluzowanym księdzem na świecie. Ze względu na brak włosów i zapuszczoną kozią bródkę mówiliśmy na niego Łysy (a czasami też 'Lenin').
Łysy miał tatuaże na nogach, jeździł na motorze i sprawił, że najmocniejsze dewotki opuszczały koniec popłudniowej mszy niedzielnej opowiadając kawały o teściowych tuż przed ostatnim błogosławieństwem. Nie zmuszał do wiary, nie nawracał na siłę ale, co by nie mówić, zawsze służył pomocą. To tak słowem wstępu o bohaterze dzisiejszej opowieści.

Jakieś 2-3 tygodnie temu zadzwoniła do mnie ciotka, z zaproszeniem na grilla. Chętnie przyjąłem, bo miałem coś do obgadania z kuzynostwem ale, jak to prawdziwy Polak że z pustymi rękoma nie wypada, zapytałem co przynieść.
[C] - Och, to może tą sałatkę, wiesz tą dobrą, jarzynową.
Nie chwaląc się, własny przepis, wyjątkowo przypadł do gustu całej rodzinie, więc zrobiłem dość sporą miskę sałatki i następnego dnia wsiadłem do pociągu.
Jakie było moje zdziwienie, gdy na jednej ze stacji wsiada, nie widziany już od dobrych 6 lat, [Ł]ysy! Ta sama łysa glaca, okulary, jak zwykle nie daje po sobie poznać, że jest księdzem. I miło było, gdy on też rozpoznał mnie (może nie zmieniłem się aż tak bardzo, ale zapuściłem włosy i znacznie schudłem). Zajął miejsce naprzeciwko i wdaliśmy się w rozmowę.
Dwie stacje później, do naszego przedziału wpada [M]oher. Podejrzewam, że już na stacji ta antentka na berecie wysłała do niej sygnał "Ksiądz na pokładzie", bo płynnie skierowała się od wejścia prosto w nasz przedział. Przedział może nie był pusty ale z całą pewnością kobiecina mogła znaleźć sobie własne miejsce. Ale nie - zatrzymała się akurat przy nas. Podejrzewam, że to przez fakt, że na cztery siedzenia, dwa zajmowały bagaże moje i Łysego. Dopiero po chwili kapral armii Ojca Dyrektora rozpoczął atak:

[M] - Proszę mi ustąpić!
[Ł] - Proszę pani, jest jeszcze pełno pustych miejsc
[M] - Ale ja MUSZĘ tu usiąść! Jestem chora, nie będę łazić z samego końca aż do drzwi!
[J] - Ma pani miejsce na przeciwko.
[M] - Nie szczekaj do mnie, gówniarzu! Poza tym, jak wy wyglądacie jeden z drugim?! Jeden włosy długie do tyłka (...nawiasem mówiąc, moje włosy ledwo zakrywają mi ramiona), drugi łysy jak kolano z brodą jak u satanisty! Pewnie jeszcze w jakimś zespole gracie ku czci diabła!
[J] - Taa... "Trąby Jerychońskie"
[Ł] już podłapał żarty, ale [M] nadal kontynuowała swoje kazanie. O dziwo, jak na taką schorowaną, cały czas stała.
[M] - Nic tylko drą mordy ku Szatanowi, Antychrysty jedne!

W międzyczasie podaję Łysemu książkę o której mu opowiadałem, o dość zaostrzającym sytuację tytula "Bogowie muszą być szaleni". Jak sie babuni berecik nie zacznie przegrzewać, zabrała książkę i rzuciła gdzieś na koniec przedziału

[J] - No co pani, nienormalna?!
[M] - Pozbywam się bluźnierstw! Jacy "bogowie"?! Jest tylko jeden Pan! W tych walizkach to pewnie jeszcze inne bluźniercze rzeczy macie!
[J] - Tak, sałatkę jarzynową...
[Ł] - Prosto od Lucyfera. Chce pani starsza skosztować?

Tutaj już moher jest na granicy wybuchu i szerzenia Słowa Bożego na cały przedział. Ludzie już mają z niej niezły pocisk, ale cała uwaga skierowana na nas.

[M] - Wy masońskie gnoje! Heretycy! W Piekle się będziecie smażyć! W ogniu diabelskim spłoniecie!
[J] - Swojego nie wezmą.
[M] - (tonem, jakby coś odkryła) AHA! Antychryst! Wiedziałam! Przepadnij, demonie!

Ja już miałem na twarzy istne WTF, Łysy niemal dusi się ze śmiechu, gdy Pierwszy Generał Oj. Tadeusza zaczął nade mną egzorcyzmy odprawiać! Już powoli miałem dość, chciałem wstać i zrobić z niej męczennicę, ale jeszcze się trzymałem.

[J] - Pani starsza mi schlebia, ale gdzie mi do Antychrysta?
[Ł] - No nie wiem, Oogie, na lekcjach religii zawsze prowadziłeś ze mną dość ożywione dyskusje.
[J] - Niech ksiądz nie przesadza.

Tutaj wyznawczyni włączyło się STOP... Zaniemówiła i patrzyła na nas. W tym samym czasie pociąg zatrzymał się na mojej stacji. Wstałem, zebrałem swoje graty, ktoś podał mi książkę z końca korytarza.
[J] - Także, ja się już będę z księdzem żegnał (uścisnęliśmy sobie dłonie, odwróciłem się do mohera, odpychając ją, wcale nie-delikatnie) Ave Satan
Pożegnałem się z nią tymi słowami z eleganckim skinięciem głowy.

Już jestem ciekawy co później Łyzy z nią miał. Nie dowiedziałem się.

moher

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (341)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…