zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielna klientka w osiedlowym sklepiku w małym mieście na Podlasiu.
Sobota, godziny popołudniowe.
Wybrałam się na zakupy, zebrałam co trzeba do koszyka i ustawiam się w kolejce do kasy za Panią Piekielną (PP). Kasjerka (K) policzyła co miała policzyć, a PP chce jeszcze zakupić wino. Za plecami ekspedientki szeroka na całą ścianę półka zastawiona od góry do dołu najróżniejszymi alkoholami, w tym mnóstwo win.
PP - Poproszę jakieś wino w prezencie dla nowożeńców.
K - Czy ma Pani na myśli jakieś konkretne?
PP - Ty mi doradź, pracujesz tu to musisz się znać.
K - Polecam to. Bardzo dobre, ładna butelka. W sam raz na prezent.
Kasjerka wystawiła na ladę wino, PP ogląda z każdej strony.
PP - Ile kosztuje?
K - 11,50.
PP poczerwieniała w sekundzie. Zaczęła wykrzykiwać, że co sobie smarkula w fartuchu wyobraża, że takie tanie to pijaki pod sklepem piją, a nie na prezent. I tak dobre kilka minut w tym tonie. Kolejka za nami powiększała się i powiększała, ludzie już zniecierpliwieni przestępują z nogi na nogę. Wreszcie:
PP - Inne mi pokaż.
Sytuacja się powtarza: kasjerka pokazuje kolejne butelki - zachwala - pytanie o cenę - krzyk, że za drogo, ze za tanio, że brzydka etykietka itp. Cały ten cyrk trwał dobre 20 minut. Nie spieszyłam się za bardzo, więc postanowiłam poczekać do końca jednocześnie próbując pomóc PP w wyborze. Kasjerka pokazuje kolejną butelkę. PP znów coś nie pasuje, na to odzywam się ja (J). Dodam, że nie jestem za bardzo "winna" toteż nie znam się na winach w ogóle.
J - Ja również polecam to wino. Jest wyborne w smaku, chwalą je nawet najwięksi znawcy win. Idealne w prezencie dla Młodej Pary. Z pewnością będą zadowoleni.
PP - A ty co? Następna wszystko wiedząca gówniara! Brak mi słów na was. Małomiasteczkowa hołota.
I znów potok słów mniej lub bardziej obraźliwych o kasjerce, o mnie, o wszystkich Świętych. Ludzie zaczęli wychodzić ze sklepu.
PP - Ile to kosztuje? - wskazując na ostatnią z pokazanych butelek.
K - 12 zł.
PP (już całkiem miło) - Dobrze, więc je wezmę. Proszę jeszcze torebkę ozdobną.
Kasjerka zapakowała, przyjęła zapłatę, wydała resztę, wydrukowała paragon. Koniec historii??? Nie...
PP - Za grosz szacunku nie macie do ludzi ze stolicy, wy prowincjonalne gnidy. Ja z Warszawy na to zadupie przyjechałam, powinniście mnie po stopach całować, a nie wciskać mi jakieś badziewie za 11,50!
I wyszła. A mnie, chyba pierwszy raz w życiu, zabrakło słów...
Sobota, godziny popołudniowe.
Wybrałam się na zakupy, zebrałam co trzeba do koszyka i ustawiam się w kolejce do kasy za Panią Piekielną (PP). Kasjerka (K) policzyła co miała policzyć, a PP chce jeszcze zakupić wino. Za plecami ekspedientki szeroka na całą ścianę półka zastawiona od góry do dołu najróżniejszymi alkoholami, w tym mnóstwo win.
PP - Poproszę jakieś wino w prezencie dla nowożeńców.
K - Czy ma Pani na myśli jakieś konkretne?
PP - Ty mi doradź, pracujesz tu to musisz się znać.
K - Polecam to. Bardzo dobre, ładna butelka. W sam raz na prezent.
Kasjerka wystawiła na ladę wino, PP ogląda z każdej strony.
PP - Ile kosztuje?
K - 11,50.
PP poczerwieniała w sekundzie. Zaczęła wykrzykiwać, że co sobie smarkula w fartuchu wyobraża, że takie tanie to pijaki pod sklepem piją, a nie na prezent. I tak dobre kilka minut w tym tonie. Kolejka za nami powiększała się i powiększała, ludzie już zniecierpliwieni przestępują z nogi na nogę. Wreszcie:
PP - Inne mi pokaż.
Sytuacja się powtarza: kasjerka pokazuje kolejne butelki - zachwala - pytanie o cenę - krzyk, że za drogo, ze za tanio, że brzydka etykietka itp. Cały ten cyrk trwał dobre 20 minut. Nie spieszyłam się za bardzo, więc postanowiłam poczekać do końca jednocześnie próbując pomóc PP w wyborze. Kasjerka pokazuje kolejną butelkę. PP znów coś nie pasuje, na to odzywam się ja (J). Dodam, że nie jestem za bardzo "winna" toteż nie znam się na winach w ogóle.
J - Ja również polecam to wino. Jest wyborne w smaku, chwalą je nawet najwięksi znawcy win. Idealne w prezencie dla Młodej Pary. Z pewnością będą zadowoleni.
PP - A ty co? Następna wszystko wiedząca gówniara! Brak mi słów na was. Małomiasteczkowa hołota.
I znów potok słów mniej lub bardziej obraźliwych o kasjerce, o mnie, o wszystkich Świętych. Ludzie zaczęli wychodzić ze sklepu.
PP - Ile to kosztuje? - wskazując na ostatnią z pokazanych butelek.
K - 12 zł.
PP (już całkiem miło) - Dobrze, więc je wezmę. Proszę jeszcze torebkę ozdobną.
Kasjerka zapakowała, przyjęła zapłatę, wydała resztę, wydrukowała paragon. Koniec historii??? Nie...
PP - Za grosz szacunku nie macie do ludzi ze stolicy, wy prowincjonalne gnidy. Ja z Warszawy na to zadupie przyjechałam, powinniście mnie po stopach całować, a nie wciskać mi jakieś badziewie za 11,50!
I wyszła. A mnie, chyba pierwszy raz w życiu, zabrakło słów...
sklepy
Ocena:
181
(285)
Komentarze