W pewnym małym miasteczku był sobie ok. 35-letni Pan Bogdan. Postrach całej miejscowości. Recydywista, po kilku odsiadkach, gdy zdarzały mu się okresy wolności wiecznie pił, chodził po mieście z siekierą, zaczepiał, wyzywał ludzi. Jego wizyty w sklepach wyglądały najczęściej tak, że wchodził, coś rozwalił, stłukł, brał sobie piwo i wychodził.
Przyszło Halloween. Pan Bogdan chyba pozazdrościł poprzebieranym dzieciakom i też postanowił zdobyć jakiś "łup" tej nocy. Wziął więc swoją ulubioną siekierę, wszedł do sklepu monopolowego i "wdzięcznym" głosem i obrzydliwym uśmiechem rzekł do ekspedientki:
- Skrzynka piwa albo psikus!
Biedna ekspedientka nie wiedziała, co ma robić, zamarła z przerażenia. Bogdan, widząc, że ta nie protestuje, już-już chciał sięgać po piwo, gdy z zaplecza wyszła kierowniczka.
Ta, nie myśląc wiele, chwyciła za miotłę i ruszyła na mężczyznę, krzycząc tylko:
- Bogdan, ku**a, wypi***alaj z mojego sklepu, ale już!
Uciekał, aż się za nim kurzyło.
I choć nadal jest postrachem miasta, do pamiętnego monopolowego już nie zagląda, a jeżeli musi, to zawsze wtedy powtarza, że kierowniczki nie da ruszyć, bo to równa babka jest.
Przyszło Halloween. Pan Bogdan chyba pozazdrościł poprzebieranym dzieciakom i też postanowił zdobyć jakiś "łup" tej nocy. Wziął więc swoją ulubioną siekierę, wszedł do sklepu monopolowego i "wdzięcznym" głosem i obrzydliwym uśmiechem rzekł do ekspedientki:
- Skrzynka piwa albo psikus!
Biedna ekspedientka nie wiedziała, co ma robić, zamarła z przerażenia. Bogdan, widząc, że ta nie protestuje, już-już chciał sięgać po piwo, gdy z zaplecza wyszła kierowniczka.
Ta, nie myśląc wiele, chwyciła za miotłę i ruszyła na mężczyznę, krzycząc tylko:
- Bogdan, ku**a, wypi***alaj z mojego sklepu, ale już!
Uciekał, aż się za nim kurzyło.
I choć nadal jest postrachem miasta, do pamiętnego monopolowego już nie zagląda, a jeżeli musi, to zawsze wtedy powtarza, że kierowniczki nie da ruszyć, bo to równa babka jest.
Ocena:
425
(533)
Komentarze