Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#54723

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przygraniczna miejscowość, a w niej tartak.
Do właściciela chadzał proboszcz po drewno do kominka, po drewno na płot, po drewno na ławki, po drewno na boazerię i schody na plebanii, po drewno na altanę w ogrodzie...
Zawsze kombinował darmo, bo parafia biedna albo za ułamek ceny, wyżebrał transport, rozładunek, przycinanie, lakierowanie za friko.
Jak zmarła matka właściciela tartaku, za mszę i pochówek zażądał 2000zł - słownie, bo przecież taka uroczystość oprawę musi mieć.

Nie minął miesiąc, a już maszerował do tartaku po łaty drewniane, czy coś tam podobnego.
Właściciel przyjął go bardzo chłodno i wystawił rachunek, równiutko co do złotówki.
Proboszcz się obraził i dupę mu po wsi obrabia.

Tylko, że facetowi już to wisi.
Znosił darmozjada tylko dla matki, która złego słowa nie dała powiedzieć i każde żądanie proboszcza popierała z całego serca i gotowa była sama płacić, gdy się syn opierał (najpierw ksiądz szedł do staruszki chorowitej na modły i rzewnie biadolił, jaka to bida w kościele i co też nie jest potrzebne).

Nie dostanie też proboszcz drewna za frajer nigdzie w promieniu 40-50km.
Właściciel tartaku ma chody, rodzinę i kolegów po fachu, którzy byli na pogrzebie.

zachłanność

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1268 (1330)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…