Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#54930

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym podzielić się z Wami kilkoma historiami z życia studentki udzielającej korepetycji. Z góry zaznaczam, że nie wszystkich swoich klientów traktuję jak osoby niedorozwinięte umysłowo, większość to wspaniali ludzie, których szczerze szanuję, ale jednak postawa "ja płacę, ja wymagam, ja góruję" jest wciąż zbytnio powszechna.

1) Kobieta wydzwania do mnie, że koniecznie chce mieć korepetycje danego dnia, sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście jej na tym zależało. Spotkanie się z nią jest mi trochę nie na rękę bo akurat na uczelni jest gorący okres, zaliczenia i egzaminy. No ale ok, godzę się, przygotowuję materiały i idę na zajęcia. Pukam, nie otwiera mi drzwi, dzwonię, nie odbiera. Słuch mam dobry i słyszę, że ktoś za drzwiami szeleści, stara się być cicho, ale mu to nie wychodzi. Rezygnuję, wracam do domu. Wychodząc z klatki dobiega mnie z jednego z okien głos "No, w końcu sobie poszła". Dodam, że nie mieszkała daleko, więc jeśli się rozmyśliła mogła zadzwonić do mnie nawet kilkanaście minut przed umówioną godziną.

2) Mało piekielne, ale irytujące dla każdej osoby, która stara się zarobić nieco grosza i ma mało wolnego czasu do dyspozycji, więc musi mieć ograniczoną liczbę uczni. Umawiam się z kobietą na zajęcia regularne, cotygodniowe, o stałej godzinie, więc oczywiste jest, że w tym czasie nie mogę mieć lekcji z kimś innym. W teorii mam mieć z nią cztery zajęcia w miesiącu, w praktyce miałam trzy, dwa razy, a nawet raz na miesiąc. Dlaczego? A bo jej dziecko umówiło się do kina z kolegami akurat, kiedy ma mieć ze mną zajęcia i zapomniało jej wcześniej powiedzieć albo musi jechać do jakiegoś centrum handlowego zjeść frytki z kumplami i tak dalej...

3) Dzwoni do mnie mężczyzna. Rozmowy nie zaczyna od zwrotów grzecznościowych, od razu oświadcza, że "mój syn ma jutro klasówkę, mieszkam tam i siam, ma być pani za pół godziny". Jedna sprawa, że w tak krótkim czasie nie zdążyłabym przygotować korepetycji, druga, że nie przybiegam jak pies na zawołanie, istotne jest to, że nie posiadam samochodu, a patrząc na rozkład autobusów mogłabym być dopiero gdzieś za półtora godziny. Tłumaczę mu to na spokojnie, na co on się rozłącza, a ostatnie słowa, które słyszę to urwane przekleństwo, a nie zwyczajowe "do widzenia".

4) Pisze do mnie kobieta, która wcześniej zapoznała się z treścią mojego ogłoszenia więc teoretycznie powinna wiedzieć jakie są koszta, jak wygląda prowadzenie zajęć, kiedy mam wolne terminy. Zaczyna od marudzenia na kwotę, bo może jednak się pomyliłam w cyferkach. Później pyta się, kiedy może do mnie przyjechać z dzieckiem, chociaż w ogłoszeniu wyraźnie jest napisane, że to ja dojeżdżam. Przeszłyśmy do terminu ustalania zajęć, podałam jej dni w które jestem dyspozycyjna, co ona kompletnie zignorowała i spytała się mnie o której dzisiaj będę. Dzisiaj. Chociaż już pół dnia mamy za sobą, materiały nie są gotowe, nie wiem, jak do kobiety dojechać i nie mówiłam, że jestem dziś dostępna.

5) Czasami ludzie oferują mi coś do picia, raz zdarzyło mi się, że po skorzystaniu z oferty dostałam do rąk w połowie pustą butelkę najtańszej wody mineralnej, wygniecioną, ogólnie sprawiającą wrażenie, jakby otwarto ją jakiś czas temu.

6) Jestem człowiekiem, a człowieki mają to do siebie, że czasami chce im się siku. Siku nie wszędzie mogę bo "szkoda, żeby czas z korepetycji marnował się na takie pierdoły".

7) Miałam lekcje z dzieckiem wychowywanym bezstresowo, z którym obchodziłam się jak z jajkiem, uśmiechałam się do niego, aż bolała mnie szczęka, dawałam drobne upominki, przygotowywałam proste zajęcia. Dziecko jednak pewnego dnia wybuchło, odstawiło scenę, nie miałam w tym swojego udziału, jednak usłyszałam, że działam na dziecko zbytnio stresująco i w sumie to koniec współpracy.

uslugi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (275)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…