#54956

Rzecz dzieje się w zapewne znanym większości sklepie odzieżowym, ale na szczęście nie ma w tym przypadku znaczenia w jakim. Pełnia sezonu, ludzi jak mrówek w mrowisku, większość obsługi na salonie, kierownictwo w biurze.

W pewnym momencie przybiega jedna z kasjerek, krzycząc, że nie będzie już dłużej pracować w takim barłogu. Pytamy: co się stało? Na co dziewczyna roztrzęsionym głosem informuje nas, że jakiś mężczyzna wszedł na salon i mówiąc bez ogródek: zesikał się na buty i ubrania. Ruszamy na oględziny: faktycznie, w jednym z działów: obsikana półka, buty, kilka ubrań powieszonych na wieszakach, kwota zniszczonych ubrań - około 600 - 700zł. Natychmiast wzywamy policję i zaczynamy przeglądać materiał z monitoringu.

Namierzyliśmy naszego delikwenta, który od wejścia udał się do działu z biżuterią i dodatkami. Do swojej przepastnej torebeczki zdążył zapakować kilka opakowań z łańcuszkami, bransoletkami, kolczykami, a także kilka par okularów, rachunek powiększa się. Następnie udał się na pierwsze piętro, schował się za wnękę i oddał się swojej niecodziennej czynności. Widzimy, że kolejny klient biegnie do wcześniej wspomnianej kasjerki i pokazuje jej co się dzieje. Ponieważ delikwent zaczyna się zmywać, a kasjerka - co tu dużo mówiąc - drobniutka, sama sobie nie poradzi, biegnie na dolne piętro i zgłasza sprawę ochroniarzowi. Pokazuje wyraźnie palcem: "ten facet obsikał ubrania, proszę go zatrzymać".

Ochroniarz zatrzymuje faceta, kasjerka udaje się do kierowniczki. Po czym okazuje się, że ochroniarz "przeszukał" złodziejaszka, ale jakimś cudem nie znalazł skradzionych rzeczy, a ponieważ według niego nic nie skradziono - wypuścił faceta i tyle, w ogóle nie przejął się tym co powiedziała mnie kasjerka.

Dwie piekielności: kim trzeba być, żeby wejść do sklepu pełnego ludzi i celowo oddać mocz na ubrania? I druga: kogo teraz zatrudniają w firmach ochroniarskich?

sieciówki