Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#55342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wesele, wesele, po weselu. Czas na wspominki.

Wieczór kawalerski.

Żeby zrozumieć obraz sytuacji trzeba Wam wiedzieć dwie rzeczy:
- mój mąż nie może się ruszać z domu bez pewnych lekarstw,
- jestem w ciąży i nie wolno mi się denerwować (nie tylko ze względu na ciążę jako taką).

Wieczór przed ślubem, dom pełen ludzi, dosłownie tłumy okupują każdą powierzchnię nadającą się do siedzenia. Jako że większość obsady wieczoru kawalerskiego dopiero dotarła, miał on się odbyć właśnie tego dnia. Chciałam dać buziaka mojemu mężczyźnie, życzyć dobrej zabawy i udać się na własny panieński, który - ze względu na mój stan - miał być spokojną posiadówką w gronie już nie i jeszcze panien z rodziny. Szukam go po całym domu - nie ma. Czujnie sprawdzam stan liczebny "kawalerii" - prawie wszystkich widzę. Sprawdzam w sypialni - portfel leży, telefon leży, leki są. Czyli jest w domu. Obleciałam od piwnicy po strych, sprawdziłam podwórko i garaż. Wsiąkł. Ale przyuważyłam, że chyba nie sam, a z jednym kuzynem. Mając na uwadze, że mój ślubny nie zapomniałby o lekach, pytam innego kuzyna gdzie są.

"Hahaha, nie interesuj się, jeszcze nie jest w twojej władzy!"

Tlumaczę, jeszcze cierpliwie, w czym rzecz. Rechot, argument o władzy, komentarz o hormonach. Opadły mi ręce. Zaczęłam krzyczeć. A oni swoje:

"Nic mu nie będzie, wódka go uleczy!"

Wesoło? Nie, ślubny nie tyka alkoholu. W głowie już mam wizję jak im pada gdzieś w szczerym polu, byłam niemal pewna, że gdzieś go wywieźli dla żartu. On bez leków, jak im padnie, w najlepszym wypadku ślub w szpitalu. Zaczęłam histeryzować. Oznajmiłam, że jeśli się nie znajdzie do pół godziny, nie ma żadnego wesela, tylko ślub i won do domu żartownisie. Wyszłam odprowadzana rechotem i komentarzami o humorkach ciężarnych.

Nie przedłużając - miałam rację, wywieźli go w ramach genialnego żartu. W t-shircie przy 4 stopniach. Wyśmiali, kiedy stwierdził, że musi wrócić po leki. Dopiero kiedy mój niezastąpiony szwagier dał znać żartownisiom, że porachuje im kości, odwieźli mi męża do domu.

Bilans: ponad godzina silnego stresu dla mnie i męża tylko dlatego, że do kilku kretynów nie docierało, że nie wszystkie problemy znikają jak się je wyśmieje.

Hej wesele hej

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (1016)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…