Wielu z nas czytała pewnie o tym, że Romowie upijają dzieci lub podają im środki odurzające, żeby spały w czasie żebrania. Nie wiem, ile w tym jest prawdy. I pewnie wielu z nas słyszało o czymś w rodzaju "romskich gangów", które zmuszają kobiety do żebrania, a potem wieczorem mężczyźnie zbierają je z różnych miejsc w mieście i zabierają to, co wyżebrały.
Historia z dnia wczorajszego.
Lublin. Samo serce centrum tego miasta, czyli Krakowskie Przedmieście. Godzina 11, więc w zasadzie środek dnia, a zatem ruch duży - całe tabuny osób idących Krakowskim w jedną lub w drugą stronę. W tym ja.
Przechodziłam obok Cyganki, która siedziała pod ścianą jednego z banków z małym dzieckiem na kolanach. Cicha, pochylona, przed nią kartka, na niej jakiś napis, któremu się nie przyglądałam, ale pewnie miała tam napisane, że zbiera na jedzenie lub coś podobnego. W zasadzie można by jej nie zauważyć.
Akurat jak przechodziłam obok, to zadzwonił do mnie telefon. Kolega chciał, żebym mu jakiś adres sms-em wysłała, a że nie bardzo potrafię pisać i iść jednocześnie, to zatrzymałam się parę metrów od Cyganki, żeby naskrobać wiadomość.
W tym momencie moją uwagę przykuła druga Cyganka, która szła ze śpiącym dzieckiem na rękach. Według mnie jakieś dosyć spore to dziecko było, może w wieku szkolnym? W każdym razie wisiało sobie dosyć bezwładnie na rękach kobiety. Przez głowę przemknęła mi ta myśl o upitych dzieciach, ale to, co miało następnie miejsce, zszokowało mnie. Druga Cyganka podeszła do miejsca, gdzie siedziała pierwsza. Tamta wstała, wzięła swoje dziecko na ręce i poszła w kierunku, z którego przyszła ta nowa. Nowa zajęła jej miejsce.
Nawet kartki nie zmieniła, podobnie jak jakieś poduszki czy innych szmat, na których poprzednia siedziała. Taka tam zmiana na stanowisku... pracy?
Z przechodniów chyba nikt prócz mnie nie zwrócił na to uwagi.
Teraz przynajmniej wiem, że w historiach o "gangach" musi być coś z prawdy. Bo jak to inaczej nazwać? Nawet się nie kryły, zamieniły się jak gdyby nigdy nic.
Historia z dnia wczorajszego.
Lublin. Samo serce centrum tego miasta, czyli Krakowskie Przedmieście. Godzina 11, więc w zasadzie środek dnia, a zatem ruch duży - całe tabuny osób idących Krakowskim w jedną lub w drugą stronę. W tym ja.
Przechodziłam obok Cyganki, która siedziała pod ścianą jednego z banków z małym dzieckiem na kolanach. Cicha, pochylona, przed nią kartka, na niej jakiś napis, któremu się nie przyglądałam, ale pewnie miała tam napisane, że zbiera na jedzenie lub coś podobnego. W zasadzie można by jej nie zauważyć.
Akurat jak przechodziłam obok, to zadzwonił do mnie telefon. Kolega chciał, żebym mu jakiś adres sms-em wysłała, a że nie bardzo potrafię pisać i iść jednocześnie, to zatrzymałam się parę metrów od Cyganki, żeby naskrobać wiadomość.
W tym momencie moją uwagę przykuła druga Cyganka, która szła ze śpiącym dzieckiem na rękach. Według mnie jakieś dosyć spore to dziecko było, może w wieku szkolnym? W każdym razie wisiało sobie dosyć bezwładnie na rękach kobiety. Przez głowę przemknęła mi ta myśl o upitych dzieciach, ale to, co miało następnie miejsce, zszokowało mnie. Druga Cyganka podeszła do miejsca, gdzie siedziała pierwsza. Tamta wstała, wzięła swoje dziecko na ręce i poszła w kierunku, z którego przyszła ta nowa. Nowa zajęła jej miejsce.
Nawet kartki nie zmieniła, podobnie jak jakieś poduszki czy innych szmat, na których poprzednia siedziała. Taka tam zmiana na stanowisku... pracy?
Z przechodniów chyba nikt prócz mnie nie zwrócił na to uwagi.
Teraz przynajmniej wiem, że w historiach o "gangach" musi być coś z prawdy. Bo jak to inaczej nazwać? Nawet się nie kryły, zamieniły się jak gdyby nigdy nic.
żebracy Lublin
Ocena:
734
(788)
Komentarze