Istnieją na tym świecie rzeczy, które ciężko zrozumieć i zachowania ludzkie, które trudno pojąć.
Lat temu dziesięć z okładem, poznałem w pracy chłopaka, którego poczucie humoru mocno przypadło mi do gustu. Cięty dowcip, szybka i trafna riposta, dystans do siebie i świata to rzeczy, które zwracają moją uwagę. Nie minęło więc wiele czasu (widać i ja mam jakieś przymioty), a zakumplowaliśmy się, a już impreza integracyjna- wspólne piwkowanie i zabawa - połączyła nas na dobre koleżeństwem.
Tak mijały lata. I choć zmieniłem pracę, a nawet czas jakiś przebywałem za granicą, kontakt nasz był stały i trwały - spotykaliśmy się gdy tylko był czas i ochota, jak to w życiu.
Potem przyszedł gorszy czas dla mojego kolegi - stracił pracę, a nowej długo nie mógł znaleźć. Doszło do tego - o, dolo ludzka - że nie miał co do garnka włożyć, a że sierotą był i nikogo na świecie nie miał, więc i znikąd pomocy, starałem się jak mogłem aby mu dopomóc; to jakiś obiad, to jakieś zakupy, to znów jakiś grosz na najpilniejsze potrzeby. Gdy przyszło mu opuścić mieszkanie i widmo bezdomności zajrzało mu w oczy, zaproponowałem, aby zamieszkał ze mną i moją dziewczyną do czasu, aż stanie na nogi. Tak też się stało.
Po kilku miesiącach udało mu się odbić od dna - znalazł pracę, wynajął jakiś pokój i wszystko jakoś się ułożyło.
Od tamtego czasu nie było trudnej sprawy, czy to z miłostkami, czy dotyczącej innych aspektów życia, żeby nie przychodził z tym do mnie prosząc o radę czy wsparcie - wszak byłem nieco starszy, a i we dwóch łatwiej co uradzić (aż moja dziewczyna była zazdrosna :)).
Z kolegów staliśmy się przyjaciółmi. Lata płynęły.
Wczoraj ja potrzebowałem jego wsparcia.
Wracamy z dziewczyną do domu po kilkugodzinnej nieobecności i od razu rzucają nam się w oczy wyłamane drzwi balkonowe (mieszkamy na parterze w typowym bloku). Szybki rekonesans i zauważamy brak laptopów oraz kilku innych, mniej lub bardziej wartościowych rzeczy. Oczywiście! Włamanie (niech to szlag)!
Dzwonimy na policję, nie licząc przecież na nic/nich, wycofujemy się z mieszkania aby nie zatrzeć ewentualnych śladów. Po pół godzinie przyjeżdżają mili (!) państwo z walizeczkami, profesjonalnie zabierają się do oględzin. Przybywa również pies z przewodnikiem. Pies podejmuje trop.
I wiecie dokąd prowadzi? No pewnie, do mieszkania mojego przyjaciela, który zostaje przyłapany na usuwaniu zawartości naszych laptopów.
O ludzie, jaszczurcze plemię, jakże dobrze was w tym widać - jak mawia mój ulubiony bohater literacki.
Ps. A przecież cały czas zastanawiam się nad tym, czy udało by się wycofać oskarżenia, żeby już całkiem nie strącić go w przepaść.
Lat temu dziesięć z okładem, poznałem w pracy chłopaka, którego poczucie humoru mocno przypadło mi do gustu. Cięty dowcip, szybka i trafna riposta, dystans do siebie i świata to rzeczy, które zwracają moją uwagę. Nie minęło więc wiele czasu (widać i ja mam jakieś przymioty), a zakumplowaliśmy się, a już impreza integracyjna- wspólne piwkowanie i zabawa - połączyła nas na dobre koleżeństwem.
Tak mijały lata. I choć zmieniłem pracę, a nawet czas jakiś przebywałem za granicą, kontakt nasz był stały i trwały - spotykaliśmy się gdy tylko był czas i ochota, jak to w życiu.
Potem przyszedł gorszy czas dla mojego kolegi - stracił pracę, a nowej długo nie mógł znaleźć. Doszło do tego - o, dolo ludzka - że nie miał co do garnka włożyć, a że sierotą był i nikogo na świecie nie miał, więc i znikąd pomocy, starałem się jak mogłem aby mu dopomóc; to jakiś obiad, to jakieś zakupy, to znów jakiś grosz na najpilniejsze potrzeby. Gdy przyszło mu opuścić mieszkanie i widmo bezdomności zajrzało mu w oczy, zaproponowałem, aby zamieszkał ze mną i moją dziewczyną do czasu, aż stanie na nogi. Tak też się stało.
Po kilku miesiącach udało mu się odbić od dna - znalazł pracę, wynajął jakiś pokój i wszystko jakoś się ułożyło.
Od tamtego czasu nie było trudnej sprawy, czy to z miłostkami, czy dotyczącej innych aspektów życia, żeby nie przychodził z tym do mnie prosząc o radę czy wsparcie - wszak byłem nieco starszy, a i we dwóch łatwiej co uradzić (aż moja dziewczyna była zazdrosna :)).
Z kolegów staliśmy się przyjaciółmi. Lata płynęły.
Wczoraj ja potrzebowałem jego wsparcia.
Wracamy z dziewczyną do domu po kilkugodzinnej nieobecności i od razu rzucają nam się w oczy wyłamane drzwi balkonowe (mieszkamy na parterze w typowym bloku). Szybki rekonesans i zauważamy brak laptopów oraz kilku innych, mniej lub bardziej wartościowych rzeczy. Oczywiście! Włamanie (niech to szlag)!
Dzwonimy na policję, nie licząc przecież na nic/nich, wycofujemy się z mieszkania aby nie zatrzeć ewentualnych śladów. Po pół godzinie przyjeżdżają mili (!) państwo z walizeczkami, profesjonalnie zabierają się do oględzin. Przybywa również pies z przewodnikiem. Pies podejmuje trop.
I wiecie dokąd prowadzi? No pewnie, do mieszkania mojego przyjaciela, który zostaje przyłapany na usuwaniu zawartości naszych laptopów.
O ludzie, jaszczurcze plemię, jakże dobrze was w tym widać - jak mawia mój ulubiony bohater literacki.
Ps. A przecież cały czas zastanawiam się nad tym, czy udało by się wycofać oskarżenia, żeby już całkiem nie strącić go w przepaść.
Ocena:
1017
(1065)
Komentarze