26 października 2013 roku odbyły się w mojej miejscowości przesłuchania z racji XIV Regionalnego Przeglądu Piosenki Patriotycznej i Żołnierskiej "Moja Ojczyzna". Osobiście skończyłem szkołę muzyczną, udzielam się w życiu społecznym miasta, więc już po raz drugi zaproponowano mi, żebym zasiadł w jury. Zgodziłem się. Kogo słuchaliśmy? Dzieci i młodzież od przedszkola po klasy maturalne. Co w tym może być piekielnego, zapytacie? Otóż piekielni są... rodzice... :)
Jury musi być na miejscu już o 8:30 (konkurs zaczyna się o 9:00). Jest to dzień wyjęty z życiorysu, bowiem w zeszłym roku wróciliśmy do domów koło 20, a w tym roku około 18. Nie to jest jednak problemem - jesteśmy przecież świadomi, na co się piszemy. Każdy normalnie i zdrowo myślący człowiek chyba wie, że istnieje coś takiego, jak głód. Toteż Organizator zapewnia nam co roku obiad i ogłasza pięciominutową przerwę. Oburzenie rodziców jest niesamowite.
- Ale jak to?! Teraz kolej na moje dziecko, a oni sobie idą jeść?!
Naturalnie rodzic całą swoją frustrację wyładować musi na Organizatorze, toteż jemu nie pozostaje nic innego, jak przeprosić, przyjść do nas i ponaglić nas w jedzeniu (konia z rzędem temu, kto zje gorący dwudaniowy posiłek w 5 minut).
Inne sytuacje - komentarze z widowni. No, ja rozumiem i popieram, że są dzieci bardziej i mniej zdolne. Są takie wykonania, że ciarki po plecach przechodzą, a są takie wykonania, że przydałby się czerwony przycisk, jak w X-Factorze. Mimo wszystko są to jednak DZIECI, które włożyły w przygotowanie dużo siły, energii i czasu. Należy im się szacunek. Z tyłu dało się słyszeć komentarze w stylu:
- Co on/ona tu robi w ogóle?
- Mój/Moja Krzyś/Basia bije ją/jego na głowę!
- Ty, a patrz, jak chu*owo się ubrał/ubrała. Haha!
- Kochanie, spokojnie. Twoje wykonanie było najlepsze. Inni nie są godni pierwszego miejsca!
Plan przesłuchania jest dość jasny. Jest podział na kategorie, a tam ustalona kolejność. Zdarza się jednak, że ktoś się spóźni, nie dojedzie, bądź w wyniku wypadku losowego bardzo mu się śpieszy. Wtedy Organizator musi przesunąć kolejność i tu się zaczyna wojna.
a) nie dojechała reprezentacja jednej ze szkół i tak przeskoczyliśmy 4 miejsca dalej. Oburzenie rodziców oczywiście wielkie, bo jak to, ale jak?! - tak, najlepiej, żebyśmy zrobili sobie długą przerwę i odczekali czas przeznaczony na te występy.
b) jeden z wykonawców się spóźnił. Wskoczył więc w miejsce następne i tak znowu oburzenie rodziców, ale jak to?! Ale jak?! Na sam koniec kolejki go! - tak, 5 minut naprawdę wszystkich zbawi... Alleluja i do przodu!
c) jednej z występujących grup wypadł pogrzeb (na wsiach pogrzeby są z reguły w soboty). Organizator przeprosił, grupa wskoczyła w następnej kolejności. Oczywiście rodzice nie śpią: ale jak to?! Ale jak?! Tak być nie może! Kto to wymyśla, pogrzeby jakieś?!
Jestem to wszystko jednak w stanie zrozumieć. Stres, nerwy, niepewność... Często przecież poziom jest tak wyrównany, że po przesłuchaniu obraduje się 2-3 godziny! Była jednak pewna piekielność, która doprowadzała mnie do tego, że rodziła się we mnie czysta agresja. Otóż zachowanie widowni przy występie dziecka - rozmowy, śmiechy, ogólny lajt! Organizator wielokrotnie upominał widownię, żeby zachowała ciszę, uszanowała przygotowania dzieci... Wszystko to, jak krew w piach.
Winowajcy znaleźli się szybko - to byli rodzice przedszkolaków, bo od razu, gdy skończyła się kategoria "przedszkola", a zebrani wyszli, nastała cisza.
Boję się przyszłej edycji... Co roku są jakieś kwiatki ze strony widowni i rodziców. Ciężko jest znieść smak przegranej? Widać ciężko...
Parafrazując klasyka "tylko koni... wróć... tylko dzieci żal..."
Jury musi być na miejscu już o 8:30 (konkurs zaczyna się o 9:00). Jest to dzień wyjęty z życiorysu, bowiem w zeszłym roku wróciliśmy do domów koło 20, a w tym roku około 18. Nie to jest jednak problemem - jesteśmy przecież świadomi, na co się piszemy. Każdy normalnie i zdrowo myślący człowiek chyba wie, że istnieje coś takiego, jak głód. Toteż Organizator zapewnia nam co roku obiad i ogłasza pięciominutową przerwę. Oburzenie rodziców jest niesamowite.
- Ale jak to?! Teraz kolej na moje dziecko, a oni sobie idą jeść?!
Naturalnie rodzic całą swoją frustrację wyładować musi na Organizatorze, toteż jemu nie pozostaje nic innego, jak przeprosić, przyjść do nas i ponaglić nas w jedzeniu (konia z rzędem temu, kto zje gorący dwudaniowy posiłek w 5 minut).
Inne sytuacje - komentarze z widowni. No, ja rozumiem i popieram, że są dzieci bardziej i mniej zdolne. Są takie wykonania, że ciarki po plecach przechodzą, a są takie wykonania, że przydałby się czerwony przycisk, jak w X-Factorze. Mimo wszystko są to jednak DZIECI, które włożyły w przygotowanie dużo siły, energii i czasu. Należy im się szacunek. Z tyłu dało się słyszeć komentarze w stylu:
- Co on/ona tu robi w ogóle?
- Mój/Moja Krzyś/Basia bije ją/jego na głowę!
- Ty, a patrz, jak chu*owo się ubrał/ubrała. Haha!
- Kochanie, spokojnie. Twoje wykonanie było najlepsze. Inni nie są godni pierwszego miejsca!
Plan przesłuchania jest dość jasny. Jest podział na kategorie, a tam ustalona kolejność. Zdarza się jednak, że ktoś się spóźni, nie dojedzie, bądź w wyniku wypadku losowego bardzo mu się śpieszy. Wtedy Organizator musi przesunąć kolejność i tu się zaczyna wojna.
a) nie dojechała reprezentacja jednej ze szkół i tak przeskoczyliśmy 4 miejsca dalej. Oburzenie rodziców oczywiście wielkie, bo jak to, ale jak?! - tak, najlepiej, żebyśmy zrobili sobie długą przerwę i odczekali czas przeznaczony na te występy.
b) jeden z wykonawców się spóźnił. Wskoczył więc w miejsce następne i tak znowu oburzenie rodziców, ale jak to?! Ale jak?! Na sam koniec kolejki go! - tak, 5 minut naprawdę wszystkich zbawi... Alleluja i do przodu!
c) jednej z występujących grup wypadł pogrzeb (na wsiach pogrzeby są z reguły w soboty). Organizator przeprosił, grupa wskoczyła w następnej kolejności. Oczywiście rodzice nie śpią: ale jak to?! Ale jak?! Tak być nie może! Kto to wymyśla, pogrzeby jakieś?!
Jestem to wszystko jednak w stanie zrozumieć. Stres, nerwy, niepewność... Często przecież poziom jest tak wyrównany, że po przesłuchaniu obraduje się 2-3 godziny! Była jednak pewna piekielność, która doprowadzała mnie do tego, że rodziła się we mnie czysta agresja. Otóż zachowanie widowni przy występie dziecka - rozmowy, śmiechy, ogólny lajt! Organizator wielokrotnie upominał widownię, żeby zachowała ciszę, uszanowała przygotowania dzieci... Wszystko to, jak krew w piach.
Winowajcy znaleźli się szybko - to byli rodzice przedszkolaków, bo od razu, gdy skończyła się kategoria "przedszkola", a zebrani wyszli, nastała cisza.
Boję się przyszłej edycji... Co roku są jakieś kwiatki ze strony widowni i rodziców. Ciężko jest znieść smak przegranej? Widać ciężko...
Parafrazując klasyka "tylko koni... wróć... tylko dzieci żal..."
rodzice - czasem głupsi od własnych dzieci
Ocena:
485
(579)
Komentarze