Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#55982

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gosia lat 30+. Samotna matka dwójki dzieci. Starsze płci chłopięcej lat 7. Nazwijmy go Piotruś.

Pewnego dnia Gosia wracała z zakupów. Pod blokiem zaczepiła ją kobieta (młoda, zadbana) i pyta czy Gosia to Gosia, a Piotruś to jej syn.
Uzyskawszy potwierdzenie zaczęła spokojnie tłumaczyć:
- Bo wczoraj na placu zabaw doszło do nieprzyjemnego wypadku.
Widząc, że Gosia o niczym nie wie tłumaczy dalej:
- Pani syn zepchnął mojego synka ze szczytu zjeżdżalni. Ja świadków mam. Filipek trafił do szpitala ze złamaną rączką, konieczna była operacja. Ja jeszcze nie zgłosiłam tego na policję, bo najpierw z panią chciałam porozmawiać. No i mam taką propozycję żebyśmy się jakoś "dogadały". Bo wie pani, ja tu na wakacjach jestem... (tu następuje długi monolog o tym, że ona nikomu kłopotów nie chce robić i żeby jednak się dogadały).
Kobiety umówiły się na spotkanie popołudniu.

Tu opis sytuacji w punktach coby niepotrzebnie nie przedłużać:
1. Piotrka wersja wypadku różni się jednym acz ważnym szczegółem. Chłopak nie przyznaje się jakoby to on zepchnął kogokolwiek ze zjeżdżalni.

2. Gosia zasięga rady na forum prawnym, skąd dowiaduje się, że powinna zapłacić kobiecie, inaczej sprawa trafi do sądu, a tam w najgorszym wypadku ograniczą jej prawa rodzicielskie.

3. Kobieta na spotkaniu zjawia się z synem (4lata), 2h spóźniona. Synek (swoją drogą małomówny, smutny, jakby wystraszony) zapytany o swoją wersję wydarzeń potwierdza historię matki.

4. Kobieta kontaktowała się z prawnikiem i wie, że w sądzie może dostać nawet 3000zł. No ale ma miękkie serce, wie że Gosi sytuacja jest trudna, więc zgodzi się na 1200. Daje 3 dni na przemyślenie sprawy.

Gosia w akcie desperacji, ze strachu przed konsekwencjami postanawia zapłacić. Z samego rana wsiada w autobus i jedzie do banku po pożyczkę, ale zanim do niego dojeżdża, jej oczom ukazuje się pewna sytuacja: kobieta, której to syn dwa dni wcześniej uległ wypadkowi, tak po prostu stoi sobie pod osiedlowym sklepem z koleżaneczkami i piwko żłopie. I w tym momencie Gosi zapala się czerwona lampka. Zamiast do banku jedzie do siedziby straży miejskiej (na placu zabaw jest kamera). Niestety, Gosia nie ma szczęścia. Kamery zwrócone są w inną stronę, nie ma szans żeby uchwyciły wypadek.

Jedyne co pozostało, to szukać kogoś kto był tego dnia na placu.
Po naprawdę dłuuugich poszukiwaniach jest! Gosia znajduje kobietę, której sąsiadki syn widział wypadek. Biegiem pod wskazany adres. Zastaje i matkę i jej 10-letniego syna.

Chłopak: No tak widzieliśmy wszystko. Bawiliśmy się wtedy z kolegami obok. Tamci chłopcy się wygłupiali, skakali na tej zjeżdżalni i ten chłopak stracił równowagę i po prostu spadł.
Gosia: Czyli Piotrek go nie popchnął?
Ch: No nie. Tamten sam spadł. Jakaś pani zadzwoniła wtedy po pogotowie i był problem, bo nikt nie wiedział gdzie jest mama tego chłopca, a on nic nie mówił tylko płakał...
G: Czyli on był na tym placu SAM?!!!
Ch: No tak.

Piekielna matka owszem była na wakacjach... u koleżanek. Syn przeszkadzał jej w "odpoczywaniu", więc wysyłała go na całe dnie na plac zabaw. Według regulaminu placu, mogą na nim przebywać dzieci same, za zgodą rodziców od 6 roku życia. Chłopiec po chwili odzyskał zdolność mowy, wskazał w którym bloku i mieszkaniu jest jego mamusia. Ta zjawiła się zanim przyjechała karetka. Jej "świadkami" okazały się koleżanki. Piekielna wymyśliła sobie, że chociaż zarobi na wypadku i wpakuje na minę bogu ducha winną Gosię i jej syna. No niestety, teraz sama ma problemy...

piekielna_matka

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1081 (1135)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…