Egzamin na moim ulubionym kierunku "dziennikarstwo i komunikacja społeczna" (wykładam też na socjologii i politologii, czyli samych przyszłościowych kierunkach:)
W rolach głównych: studentka i mój kolega-wykładowca.
Wchodzi na egzamin studentka. Spódniczka mini ledwo zakrywająca tyłek, dekolt prawie do pasa. Kolega delikatnie mówiąc się rozsierdził i wywalił ją z hukiem, po czym wyszedł przed gabinet i powiedział, że jeśli komuś się egzamin pomylił z dyskoteką lub agencją towarzyską to ma iść do domu i się przebrać, bo nie dopuści do egzaminu.
Co było piekielne? Reakcje ludzi. Zarówno studentów, jak i - o zgrozo - niektórych doktorantów z jego katedry:
"pewnie pedał"
"wpadła mu w oko i teraz będzie ją oblewał a potem ją przeleci za ocenę, zobaczycie, to tylko pokazówka"
"pantoflarz, tak się boi narzeczonej, że nawet się boi spojrzeć na inną"
"nienormalny jakiś"
i na koniec moje ulubione, powtarzane tyle razy przez studentów:
"Jak on śmie? Powinno się nas oceniać tylko za wiedzę, a nie za strój!"
Drodzy studenci. Wymaga się od Was, przynajmniej na państwowych uczelniach, nie tylko wbicia sobie do łba jakiejś wiedzy, która prędzej czy później i tak będzie nieaktualna. Wymaga się od Was tego, abyście dysponowali pewnym obyciem i poziomem wymaganym od kogoś z wykształceniem wyższym. Abyście odróżniali się na ulicy od pierwszego lepszego prymitywa, którego jedynym życiowym celem jest się narąbać co weekend.
Jak ktoś tego nie rozumie - droga wolna: są szkoły zawodowe, policealne i inne miejsca, gdzie dadzą Wam tylko fachową wiedzę, przygotują do zawodu i nie będą patrzeć na to, co sobą reprezentujecie. Ale na uniwersytecie mają z założenia kształcić się elity narodu. Zwłaszcza, że temu narodowi, po tym, gdy w czasie II wojny światowej wymordowano lub zmuszono do emigracji większość elit, a ich resztki dobiła komuna, elity z prawdziwego zdarzenia są naprawdę potrzebne. Żeby na wysokich stanowiskach nie zasiadały męty jak to jest obecnie, tylko ludzie mający coś w głowie...
W rolach głównych: studentka i mój kolega-wykładowca.
Wchodzi na egzamin studentka. Spódniczka mini ledwo zakrywająca tyłek, dekolt prawie do pasa. Kolega delikatnie mówiąc się rozsierdził i wywalił ją z hukiem, po czym wyszedł przed gabinet i powiedział, że jeśli komuś się egzamin pomylił z dyskoteką lub agencją towarzyską to ma iść do domu i się przebrać, bo nie dopuści do egzaminu.
Co było piekielne? Reakcje ludzi. Zarówno studentów, jak i - o zgrozo - niektórych doktorantów z jego katedry:
"pewnie pedał"
"wpadła mu w oko i teraz będzie ją oblewał a potem ją przeleci za ocenę, zobaczycie, to tylko pokazówka"
"pantoflarz, tak się boi narzeczonej, że nawet się boi spojrzeć na inną"
"nienormalny jakiś"
i na koniec moje ulubione, powtarzane tyle razy przez studentów:
"Jak on śmie? Powinno się nas oceniać tylko za wiedzę, a nie za strój!"
Drodzy studenci. Wymaga się od Was, przynajmniej na państwowych uczelniach, nie tylko wbicia sobie do łba jakiejś wiedzy, która prędzej czy później i tak będzie nieaktualna. Wymaga się od Was tego, abyście dysponowali pewnym obyciem i poziomem wymaganym od kogoś z wykształceniem wyższym. Abyście odróżniali się na ulicy od pierwszego lepszego prymitywa, którego jedynym życiowym celem jest się narąbać co weekend.
Jak ktoś tego nie rozumie - droga wolna: są szkoły zawodowe, policealne i inne miejsca, gdzie dadzą Wam tylko fachową wiedzę, przygotują do zawodu i nie będą patrzeć na to, co sobą reprezentujecie. Ale na uniwersytecie mają z założenia kształcić się elity narodu. Zwłaszcza, że temu narodowi, po tym, gdy w czasie II wojny światowej wymordowano lub zmuszono do emigracji większość elit, a ich resztki dobiła komuna, elity z prawdziwego zdarzenia są naprawdę potrzebne. Żeby na wysokich stanowiskach nie zasiadały męty jak to jest obecnie, tylko ludzie mający coś w głowie...
uniwersytet
Ocena:
859
(1249)
Komentarze