Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#56457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Naszło mnie na wspomnienia lat dziecięcych i okresu podstawówki. Dokładnie przypomniała mi się pewna nauczycielka od plastyki. Otóż nauczycielka ta miała pewien feler, nie miała podejścia do dzieci. Odbijało się to niestety na mnie i moich ocenach. Mimo że jak na dziecko, miałem dość dobrze rozwinięty talent plastyczny, mama stwierdziła że to po dziadku, to na lekcjach z panią „CZ” , po prostu nie potrafiłem nic namalować, naszkicować ani nabazgrać.
Były to czasy kiedy o komputerach się tylko słuchało, i w domu uwielbiałem bazgrać.
Lecz zajęcia z plastyki to był horror. Pani „CZ”, upatrzyła sobie swoją klasową elitkę, czyli uczniów którzy zawsze byli cacy, reszta no cóż, plebs który jest zwykłym beztalenciem.
Z tym że tutaj racji nie miała i z biegiem lat i z perspektywy już dorosłego człowieka wiem, że dławiła we mnie talent plastyczny, swoim nastawieniem i uświadamianiem mnie,że tak naprawdę tego talentu nie mam.
Zaczęło się wszystko od tego, że nie potrafiłem wyrobić się nigdy w 45 minutach lekcji. Takie lekcje były zazwyczaj dwie po sobie, no ale pani „CZ” ubzdurała sobie że co lekcja inny temat.
Ja strasznie dbałem o szczegóły, co zajmowało dużo czasu. Lekcja to było za mało żeby się wyrobić. Z czasem, gdy pani zadawała zadanie w stylu namalujcie jesienny park, nie robiłem tego tak jak chciałem ale cały czas ze świadomością, że i tak będzie źle, że i tak nie zdążę i ostatecznie faktycznie było tak jak przewidywałem, zostawał goły szkic albo lekko pokolorowane ledwo na tróję.
Pani „CZ' oczywiście sobie nic nie miała do zarzucenia, moje pogłębiające się problemy z plastyką to był Mój problem, to ja byłem zwykłym pozbawionym talentu dzieciakiem. Który w domu jednak przeczył słowom plastyczki.

Pewnego pamiętnego dnia pani „CZ” zadała nam zadanie domowe, co zrobiła przez całą podstawówkę 3 razy. Jej metoda polegała głównie na tym że ona musi widzieć jak my malujemy i koniec kropka. Zadaniem był dowolny malunek. Oczywiście na ocenę, więc ja zawziąłem się w sobie, usiadłem i posiłkując się pocztówką, namalowałem przepiękny okręt na wzburzonym morzu.
W trakcie prac zabrakło mi białej farby, że zaradnym dzieckiem byłem to rozgrzebałem „Tippex” i z jego pomocą dokończyłem obrazek.

W klasie pani zaczęła sprawdzać nasze prace po kolei z dziennika wołając dzieci. Nadeszła moja chwila podchodzę, wręczam pani obrazek pani zerka i mówi siadaj jedynka, ja zdziwiony wielkie oczy zrobiłem, miałem wtedy może z 10 lat, pytam się dlaczego? Pani „CZ” przytoczyła wtedy argument który do dziś mnie bawi i denerwuje jednocześnie, powiedziała, że dostaję jedynkę bo to nie jest moja praca. Na co ja, że moja, i nikt mi nie pomagał. Widząc że ja nie zamierzam ustąpić, nauczycielka pewna swoich racji nie dość że wlepiła mi jedynkę to kazała mi dać dziennik w którym napisała że chce porozmawiać z rodzicami.

Wróciłem do domu pokazałem dzienniczek, rodzice zrobili wielkie oczy ale cóż sprawę trzeba iść wyjaśnić. Tata więc zebrał się przy najbliższej możliwej okazji i udał do plastyczki sprawę omówić.
Stoimy więc, pani „CZ” mówi do mojego ojca, że syn przynosi nieswoje prace z domu, na co tata mówi, że on widział jak ja maluję statek i nikt mu w domu nie pomaga bo nikt nie potrafi malować nawet w ćwierci tak jak ja. Jeszcze chwilę wymieniali się argumentami po czym pani „CZ”, ostatecznie przystała na naszą wersję, że ten statek to jednak ja sam uczyniłem. Powiedziała że poprawi mi ocenę i zrobiła to, z jedynki na wspaniałomyślną tróję za pracę przynajmniej na pięć.

Wisienką na torcie niech będzie fakt, że praca u niej została a rok później, komitet uczniowski który zajmował się gablotkami w szkole, wybrał moją pracę do powieszenia w dziale "Najlepsze prace uczniów".

szkoła

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (320)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…