Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#56803

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest sobota, siódmy dzień grudnia tego roku. Godzina 22:10. Pogoda wredna, minus 4 na termometrze, ostry, porywisty wiatr, na chodnikach sporo śniegu i "zamarzniętej wilgoci".

Niechętnie ruszam tyłek z kanapy, ale spacer z psem - rzecz święta. Ubieram się ciepło, biorę "Białego" na smycz, zjeżdżam windą i wychodzę przed klatkę schodową na spory, zadaszony "ganek", z którego po kilku stopniach zejść można na chodnik biegnący wzdłuż "mojego" blokowiska i jednocześnie wzdłuż rozległego podwórka.

Schodzę ostrożnie, zerkając pod nogi, bo ślisko, a potem rozglądam się, bo ciemno, pusto i jak zwykle jest mi odrobinę nieswojo. Sięgam wzrokiem na drugą stronę podwórka, gdzie stoi bliźniaczy, duży blok z takimi samymi "gankami". Patrzę, patrzę i robi mi się słabo...

Na jednym z "ganków" przeciwległego budynku przy domofonie "majstruje" jakiś... nagi mężczyzna. To znaczy, prawie nagi. Za całe odzienie służą mu luźno wiszące na biodrach spodnie. Ponadto jest boso. Wydaje mi się, że usiłuje wejść "kodem" na klatkę, lub dodzwonić się do kogoś, kto go wpuści.

Pierwsza myśl - narąbany gościu z jakiegoś powodu opuścił imprezę w stroju niekompletnym, a teraz ma kłopoty z powrotem. Ruszam więc powoli "swoją trasą" w kierunku osiedlowego, handlowego pawilonu. Co jakiś czas spoglądam do tyłu obserwując poczynania golasa. Zauważam, że to młody człowiek i że na pijanego nie wygląda. Zastanawiam się, co dalej mam robić "z tym fantem", lecz gdy po raz kolejny odwracam głowę - już go na "ganku" nie ma.

Uznawszy, iż wszedł do budynku, z niejaką ulgą kontynuuję spacer. Robiąc tradycyjne "kółko" wokół osiedla docieram do ulicy, skręcam w prawo i wtedy widzę go znowu. Jest po drugiej stronie, w okolicy pętli tramwajowej. Przebiega przez jezdnię, mija pusty przystanek autobusowy, do którego się zbliżam i znika za rogiem budynku, na tym samym podwórku, gdzie widziałam go... sprawdzam czas w telefonie... DWADZIEŚCIA MINUT temu.

"Żarty" się skończyły. Wybieram 997, streszczam dyspozytorce sytuację: półnagi, bosy człowiek, od minimum dwudziestu minut znajduje się na powietrzu, w lodowatym wietrze. Może stuknięty, może niebezpieczny, może chory... NA PEWNO potrzebujący pomocy. Uzyskuję zapewnienie, że ZARAZ kogoś podeślą. Jest godzina 22:30.

Czekam. Nie wracam pod "swój" blok. Mijam przystanek i zajmuję "strategiczne" miejsce 20 metrów dalej, przy postoju TAXI, skąd "ogarniam" ulicę, wylot podwórka, oraz pętlę tramwajową po przeciwnej stronie, gdzie właśnie podjechał nowoczesny "swing". Czekam.

Tymczasem nagi chłopak wraca, znów przebiega jezdnię, idzie na pętlę i wsiada do pustego tramwaju. Trochę mi lepiej, bo w dobrze ogrzewanym "swingu" ma jakieś szanse. Czekam.

Upływają kolejne minuty i już wiem, że policja nie zdąży. Ale czekam. Tramwaj na pętli odstał swoje, dał sygnał odjazdu i ruszył w siną dal, uwożąc przemarzniętego człowieka w nieznane. Odstałam jeszcze jakiś czas i wróciłam do domu.

Na interwencję policji łącznie czekałam dwadzieścia dwie minuty. Nie przyjechali.

Ta historia nie daje mi spokoju. Czy powinnam zrobić coś jeszcze? Straż Miejska? Pogotowie? Może i to i to?

Rzecz działa się w Warszawie. Bielany, osiedle Piaski. Chłopak wsiadł do tramwaju robiącego już, prawdopodobnie, ostatni kurs tego wieczora. Linia 22, kierunek centrum.

Może ktoś z Was cokolwiek wie o dalszym losie tego mężczyzny, bo mam poważne obawy, że mógł nie przeżyć nocy.

niewiarygodne a jednak prawdziwe

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 388 (510)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…