Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#56945

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia będzie początkiem, nastąpią kolejne części, bo tyle piekielności w jednym miejscu to za dużo.

Listopad 2012.

Wstęp.
Jako aktywna osoba, studiująca, pracująca nie myślałam o odpoczynku, a chwila wytchnienia była marzeniem. Podczas pewnego spotkania z klientem stwierdziłam, że już nie dam rady. Chyba jestem przemęczona, kręci mi się w głowie, mdłości się nasilają. Przepraszam i kończę spotkanie. Wracam do domu, biorę garść tabletek, prysznic, idę spać. Jutro będzie lepszy dzień. Nie był. Budzą mnie mdłości, głowa pęka. Szybko telefon do chłopaka. Wracaj do domu, chyba coś się dzieje. Po powrocie chciał mnie wziąć do lekarza. Niestety z łóżka nie wstałam. Każdy ruch powodował wymioty. Gorączka się nasila - trzeba działać. Zostaje pogotowie. I tu małe zdziwienie. Nie wyślą karetki, bo "młoda, pewnie w ciąży, nie panikować tylko do lekarza jechać". Tłumaczenia nie pomagają, dalej odmowa wysłania karetki. Dzwonimy po przychodniach, wszędzie mówią, że nie mają lekarza który może przyjechać, trzeba przyjechać do nich. Ja już w tym momencie odlatywałam, wszystko pamiętam jak przez mgłę. Chłopak już się denerwuje bo widzi, że jest bardzo źle, a zna mnie i wie że nie tragizuję z powodu katarku czy temperatury 37 stopni. Zapada decyzja, nie ma już czasu na telefony, bierze mnie do najbliższej przychodni. Pani w rejestracji jak mnie zobaczyła to nie miała wątpliwości (może efektu dopełnił woreczek, który wspierał mnie w drodze do ubikacji;)) Od razu prosto do lekarza. Pani doktor wiele się nie zastanawiała. Od razu wypisane skierowanie do szpitala. Podejrzewa co jest, ale ma nadzieję, że się to nie potwierdzi.

Szpital.
Oj, jak źle trafiłam. Wczoraj został zmieniony system zapisu pacjentów w tym szpitalu. Pani doktor wiele nie powiedziała. Kładziemy na oddział i robimy badania. Ale za to sam wpis trwał... 45 minut. Tak, siedziałam przymulona na krzesełku, a Szanowna Pani Rejestratorka wklepywała moje dane w komputerek "ona się nie zna, kto to widział takie trudne rzeczy". Ja już odlatuję i modlę się o cierpliwość. Chłopak kilka razy zaglądał, ale wejść nie mógł. Ok, zakończył się trudny proces wpisywania moich danych w komputer. Prowadzą mnie na salę. To już pamiętam całkiem jak przez mgłę. Dostaję szpitalną piżamkę, za moment pojawia się kilku lekarzy, pielęgniarki, nawet nie wiem ile osób. Podsuwają zgodę na pobieranie płynu mózgowo-rdzeniowego i oczywiście tego, że jestem świadoma możliwych konsekwencji. Dla osób, które nie wiedzą co tu wypisuję - wbijają dużą igłę w rdzeń i pobierają płyn. Konsekwencje to począwszy od przewlekłego bólu głowy, kręgosłupa po paraliże i niedowładności. Powiem szczerze, nawet nie myślałam o tym, chciałam tylko ulgi w bólu. Po wkłuciu dostałam chyba od razu kroplówki przeciwbólowe (piszę chyba, bo tu już prawie nie kontaktowałam). Wyniki będą za 2 godziny. Chłopaka wysłali w tym czasie po piżamę do domu, ja wykończona zasnęłam. Obudził mnie lekarz z wynikami.

Niestety happy endu póki co nie ma. Zapalenie opon mózgowych. Przede mną kilka tygodniu leżenia (dosłownie, nie mogłam nawet głowy ruszyć z poduszki) w szpitalu. Jeśli pójdzie dobrze to wyjdę z tego. I do końca swoich dni zapamiętam co powiedział pan doktor w tym momencie: "Niech pani Bogu dziękuje, że trafiła w przychodni na doskonałego lekarza (pani doktor co mnie pierwsze przyjęła i wysłała do szpitala), gdyby nie rozpoznał objawów i odesłał panią do domu, to mogła pani tu już nie trafić...". Wiemy dobrze o czym mówił. Teraz już spokojnie o tym myślę, ale wtedy popłynęły mi łzy.

Podsumowanie krótkie: karetki nie wysłali, lekarz nie przyjechał, gdybym mieszkała sama to co? Na to pytanie już nikt nie odpowie.

Sam pobyt w szpitalu (3 tyg) też wart jest opisania, byłam w wielu szpitalach ale takiego cyrku nie widziałam.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (710)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…