Myślałam, że wszelkie historie i historyjki szczęśliwie mnie omijają jednak w końcu i na mnie przyszła pora.
Rzecz dzieje się w sklepie z dużą planetą w nazwie.
29 listopad zgłaszam się do sklepu i oddaję na gwarancję telefon, bo głośnik wysiadł. Pan uprzejmy, miły przyjmuje reklamację i informuje "postępowanie trwa do trzech tygodni". Myślę sobie "świetnie, tuż na święta telefon wróci jak nowy". Niestety przeliczyłam się.
Mija trzeci tydzień od złożenia reklamacji, udaję się do sklepu i słyszę, że Państwo wysłali maila do serwisu, ale serwis to nie odpowiada i zapraszamy po świętach.
Zgłaszam się po świętach już lekko zdenerwowana i słyszę, że oni owszem znów ponaglali, ale nie otrzymali wiadomości zwrotnej, pani była tak uprzejma, że podała mi numer do serwisu i poradziła żebym tam na nich nakrzyczała, bo oni to pracownikami sklepu się nie przejmują.
Następnego dnia dzwonię więc do serwisu, a pani konsultant informuje mnie, że oni to tam z serwisu już dwa maile z pytaniem o możliwość zmiany oprogramowania do sklepu wysłali, ale nie otrzymali odpowiedzi. Poddenerwowana mówię, że ja wyrażam zgodę na reset oprogramowania i co słyszę? A no pani nie może przyjąć takiej zgody, bo to SKLEP musi jej to powiedzieć.
Kolejna wycieczka do okienka w sklepie, potwierdzam zgodę na zmianę oprogramowania i słyszę, że tak tak przyjęli i to będzie w trybie pilnym zrealizowana reklamacja. Myślę sobie "ha! nareszcie, tydzień i po problemie.", ale i tym razem nic z tego.
Dziś kompletnie straciłam cierpliwość. Wpadłam do sklepu nakrzyczałam na panią przy okienku i w ogóle, a pani nadal uśmiechnięta sprawdza sobie stan reklamacji... Reklamacja uznana, zrobione, telefon wysłany, ale... nie ma go w sklepie. Dlaczego? Ano, bo kurier trzyliterowej firmy, który towar miał dostarczyć do sklepu, napisał w karcie, że "Adresata nie zastano w domu". Widocznie sklep akurat wyszedł na spacer albo odwiedził konkurencję...
Ręce mi opadły, bez skargi się nie obejdzie.
Rzecz dzieje się w sklepie z dużą planetą w nazwie.
29 listopad zgłaszam się do sklepu i oddaję na gwarancję telefon, bo głośnik wysiadł. Pan uprzejmy, miły przyjmuje reklamację i informuje "postępowanie trwa do trzech tygodni". Myślę sobie "świetnie, tuż na święta telefon wróci jak nowy". Niestety przeliczyłam się.
Mija trzeci tydzień od złożenia reklamacji, udaję się do sklepu i słyszę, że Państwo wysłali maila do serwisu, ale serwis to nie odpowiada i zapraszamy po świętach.
Zgłaszam się po świętach już lekko zdenerwowana i słyszę, że oni owszem znów ponaglali, ale nie otrzymali wiadomości zwrotnej, pani była tak uprzejma, że podała mi numer do serwisu i poradziła żebym tam na nich nakrzyczała, bo oni to pracownikami sklepu się nie przejmują.
Następnego dnia dzwonię więc do serwisu, a pani konsultant informuje mnie, że oni to tam z serwisu już dwa maile z pytaniem o możliwość zmiany oprogramowania do sklepu wysłali, ale nie otrzymali odpowiedzi. Poddenerwowana mówię, że ja wyrażam zgodę na reset oprogramowania i co słyszę? A no pani nie może przyjąć takiej zgody, bo to SKLEP musi jej to powiedzieć.
Kolejna wycieczka do okienka w sklepie, potwierdzam zgodę na zmianę oprogramowania i słyszę, że tak tak przyjęli i to będzie w trybie pilnym zrealizowana reklamacja. Myślę sobie "ha! nareszcie, tydzień i po problemie.", ale i tym razem nic z tego.
Dziś kompletnie straciłam cierpliwość. Wpadłam do sklepu nakrzyczałam na panią przy okienku i w ogóle, a pani nadal uśmiechnięta sprawdza sobie stan reklamacji... Reklamacja uznana, zrobione, telefon wysłany, ale... nie ma go w sklepie. Dlaczego? Ano, bo kurier trzyliterowej firmy, który towar miał dostarczyć do sklepu, napisał w karcie, że "Adresata nie zastano w domu". Widocznie sklep akurat wyszedł na spacer albo odwiedził konkurencję...
Ręce mi opadły, bez skargi się nie obejdzie.
sklepy
Ocena:
469
(551)
Komentarze