Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#57644

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Każdy chce mieszkać na swoim, wiadomo wynajęcie mieszkania w stolicy nie należy do tanich więc kiedy tylko była możliwość wzięcia kredytu, to czemu nie. W końcu mieszkanie będzie na zawsze i z czasem, jakbym znalazła partnera zdecydowała się na coś większego, można to wynająć i dorobić. Tak więc po trudach szukania, stałam się właścicielem 39 metrów kwadratowych własnego gniazdka. Stan mieszkania był tragiczny, kiedy zobaczyłam rdzawą wannę, byłam pewna że jest stara, póki nie wylałam na niej cif’a i wanna nie okazała się po prostu brudną, szafki kuchenne doczyszczałam przez miesiąc a dodam, że w mieszkaniu do dnia przejęcia przeze mnie mieszkania, mieszkała 3osobowa rodzina. No mniejsza. Ja nie o tym piekielnym problemie.

Byłam młoda, głupia i naiwna, moja mama także, chociaż trochę starsza. Żyłyśmy w pięknym przeświadczeniu, że jeśli człowiek ma pieniądze, może je wyremontować bez problemu. Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
Jako że w stolicy nie znałyśmy żadnych ludzi od remontu, postanowiłyśmy ściągnąć ekipę z rodzinnego miasta. Czas wakacyjny, mieszkanie niewielkie, człowiek-właściciel firmy remontowej- polecony przez znajomych. No jak nie ufać. Wszystko wydawało się piękne i proste. Kafelki do łazienki wybrane, meble na wymiar do kuchni już się robiły i to ekipa kuchenna miała je wstawiać.
Do firmy remontowej należało:
wygładzenie i pomalowanie ścian w 2 pokojach (z czego na jednej ścianie w pokoju była szafa wnękowa więc ta ściana odpadała) i kuchni
położenie kafelek w łazience i na podłodze w kuchni (łazienka „wielka” magiczne 3x3
wstawienie wanny, toalety i umywalki.
wstawienie nakładek na stare, grube parapety (nakładki wg. pana majstra są do dostania od ręki w sklepie)
dołączenie kilku gniazdek obok tych które już są.

Mieszkanie zabezpieczyłam sama, folia wszędzie, meble wyniesione do małego pokoiku bo jak było ustalone z „panem majstrem” najpierw skończy jeden pokój, potem wyniesie meble do tego skończonego i zrobi drugi pokój. Szafa wnękowa w której miałam ubrania i pochowane sprzęty by się nie zakurzyły - również zabezpieczona. Pan majster i ekipa miała możliwość skorzystania z kuchni, zostawiłam nawet przezornie kilka garnków no bo czy zrobić herbatę czy coś do jedzenia.
Czas wykonania miał nie przekraczać miesiąca, bo panowie zapewnili że mają gdzie w warszawie mieszkać i roboty nie jest dużo.
I zaczęły się schody.
Przyjeżdżam po 3 tygodniach, mieszkanie nie ruszone- jedynie folia zdarta z szafy bo [m]ajster szukał czajnika. Wielka kłótnia, obietnica poprawy. No co robić, już zaliczki zapłacone, innej ekipy nie znam. Na zmianę jednak postanowiłyśmy z mamą wybierać się do stolicy by pilnować jak się dzieje. Wszystko co było nie po naszej myśli [m] zwalał albo na mnie albo na moją mamę (bo przecież kto by pomyślał że będziemy się w tej sprawie kontaktować.
Łącznie remont trwał prawie 3 miesiące bo pan M wziął kilka prac na raz a pracowników chyba w ogóle nie miał (ewentualnie byli na innych pracach)
- Ściany nie są wygładzone. - przy zapaleniu światła widzę każde załamanie ściany bo wg. [M] nie da się tak mocno wygładzić - w moim rodzinnym mieście, w przedwojennej kamienicy jakiś rok po tym warszawskim remoncie się dało, ale to pewnie wina innego miasta.
- ściany w kuchni pomalowane są tylko do szafek - bo przecież ko będzie patrzył co jest za szafkami. To co że farba została, po co się męczyć - w efekcie jak siedzę przy stole, krew mnie zalewa widząc błękitny kawałek ściany zamiast ciemny fiolet.
- o gniazdkach kto by pamiętał - kartki przyklejone na starych gniazdkach by przypominały o zrobieniu nowych to przecież jedynie sugestia
- nakładki na parapet nie zrobione bo M zapomniał zamówić i jednak trzeba czekać i on za 3 tygodnie może to zrobić ale to są AŻ 2 parapety po niecały metr każdy i zajmie mu to tydzień. - zrezygnowałyśmy

i teraz wisienka na torcie, po której usiadłam na podłodze i zaczęłam się histerycznie śmiać a moja mama kazała mu poprawiać. i wynosić się.


W łazience miało być lustro nad zlewem. Wbudowane, na wymiar, na ścianie specjalnie przykleiłyśmy kartkę gdzie wyrysowałyśmy gdzie ma byc przerwa w kafelkach. Nawet w cm wyliczyłyśmy i robiłyśmy to przy panu M, który powiedział że nie ma sprawy, wszystko da się zrobić.
Przyjeżdżamy obejrzeć łazienkę bo M dumny z siebie że skończył, a tam oczywiście, kafelki położone ale tak, że miejsce na lustro jest na wysokości moich piersi. I tylko.
Pan M zdziwiony, bo przecież tak miało być. Uparcie ignoruje fakt kartki która nadal wisi w łazience -tym razem na drzwiach.


Tak więc moi drodzy, nawet jeśli macie pieniądze, pomysł. Naprawdę rozglądajcie sie za dobrymi pracownikami, a ja wszystkich was przestrzegam przed panem K. Kieżel mającym firmę w Białymstoku, bo to co pokazuje jego strona. naprawdę nie jest odzwierciedleniem w rzeczywistości.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (249)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…