Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57662

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jak na swój wiek (lat mam 26) wyglądam bardzo młodo, nie pomaga nawet ślubna obrączka na palcu i ciągle słyszę od klientów: "A pani, co pani może wiedzieć? Dopiero co osiemnastkę skończyła."
Pracuję w Centrum Ogrodniczym. Mała firma, trzy sklepiki w różnych miastach, raptem ośmiu pracowników i dwójka szefostwa, mąż i żona. Atmosfera w pracy bardzo dobra, czasem zgrzyty - wiadomo, ale bez większych ekscesów.
W asortymencie oprócz artykułów związanych typowo z ogrodnictwem mamy jeszcze jakieś tam upominki, serwisy kawowe, ble ble ble...I najważniejsze - środki ochrony roślin, które przy nieuważnym stosowaniu są bardzo niebezpieczne.

Piękny dzień w połowie maja zapowiadał się bardzo przyjemnie, nie spodziewałam się, że gdyby nie mój refleks, który w ostatnim momencie pozwolił mi się odchylić w bok, mogłabym zostać pozbawiona oka.

Wchodzi klient (K), pan lat 55 lub więcej. Podchodzi do lady, ja (J) wstaję, on pyta:

(K)- Chciałbym jakiś środek na drzewka owocowe, bo coś je bierze...
(J)- Proszę mi opowiedzieć, co dokładnie dzieje się z drzewkami, wtedy będę mogła postawić diagnozę i coś dobiorę.

Tutaj pan zaczyna bardzo konkretnie opowiadać, cóż takiego "bierze" te jego drzewka, Myślę - konkretny, zorientowany. Po pięciu minutach jego monologu doszłam już do wniosku, że to pewna choroba grzybowa, podchodzę do gabloty zamkniętej na kluczyk i opowiadam o środkach.

(J)- Te w opakowaniach mniejszych, te w większych. Skład mają ten sam, tylko cena inna, bo większa zawartość, a tu inny producent. Te na wszystkie drzewka, te tylko na brzoskwinie. Te w proszku, te w płynie. Wszystkie jednak trzeba rozcieńczyć z wodą, proporcje podane tak a tak.
(K)- A może mi pani poczytać dokładnie tą ulotkę, bo okularów nie mam?
(J)- Oczywiście. Tyle a tyle środka, na tyle a tyle wody, na takie a takie rośliny. Na inne rośliny tak i tak. Opryskiwać w dzień pogodny wcześnie rano lub wieczorem. Środek jest w proszku, w opakowaniu jest miarka z podziałką (i pokazuję mu tą miarkę). Data ważności jeszcze dwa lata.
(K)- O dziękuję bardzo, to wezmę.

Zapłacił, poszedł. Ja zadowolona, kolega Andrzej ze zmiany też.
Piekielny klient wrócił za dwa dni i od wejścia wrzeszczy:

(K)- Ty oszustko! Ja chcę to zwrócić?
(J)- Ale dlaczego? Co się stało?
(K)- Ten środek jest po terminie, bo jest w proszku!
(J)- Jest w proszku, bo taką ma postać. A data ważności to jeszcze dwa lata. Czytałam panu przecież całą ulotkę. Wszystko jest w porządku.
(K)- Ja chcę to zwrócić i koniec kropka!
(J)- Ale niestety na środki ochrony roślin nie ma zwrotów. (Tutaj pokazuję panu stosowną tabliczkę wiszącą nad ladą)
(K)- Jak to ku*wa nie ma?! Ja chcę to zwrócić! Jakim prawem nie ma?!

W tym momencie puściły mi już nerwy, choć do tej pory łagodna byłam jak baranek i mówię:

(J)- Niestety to nie ja jestem ministrem rolnictwa i nie ja wymyśliłam taką ustawę! - Nie wiem ile w tym prawdy, ale wypaliłam takim tekstem, bo myślałam, że coś zdziałam. Owszem, zdziałałam. Szklana, otwarta buteleczka z żrącym środkiem poleciała wprost na mnie, muskając jedynie mój policzek, bo trochę zdążyłam się odchylić i rozbiła się na ścianie. Do tej pory dziękuję za to, że nie środek nie wylądował mi w oku, bo teraz nosiłabym opaskę piracką.

Pytanie moje jest takie: czy pan ten myślał co robi? Czy wiedział, że może mnie uczynić w pewnym stopniu kaleką? I to w imię czego? Tego, że zapomniał co mu mówiłam poprzedniego dnia?

Ruda Śląska

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 702 (820)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…