Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#57746

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewna osoba z demotywatorów poleciła mi przedstawić tę sytuację tutaj. Nie wiem czy to ma sens, ale niech będzie.
Wybaczcie złą składnię i błędy które pewnie są, zawsze byłem umysłem ścisłym.


Witajcie. To kolejny tekst w stylu "życiowa historia". Jeżeli nie lubisz czytać przewiń dalej.

Mam 22 lata i jestem bez pracy, ale chciałbym zacząć od początku
Przez 18 lat mieszkałem w małym miasteczku na Pomorzu. Ojciec Inwalida Wojskowy, Mama pracuje na poczcie.
Ojciec od małego wychowywał mnie "Twardą ręką" A właściwie to bił mnie i znęcał się nade mną i nad matką psychicznie. Od małego powtarzał mi, że nic nie potrafię, niczego w życiu nie osiągnę, nie nadaję się nawet do kopania rowów. Powtarzał też że go zabijam, że przeze mnie umiera, a ja wpędzam go do trumny. Na pokaz nie brał swoich leków, bez których bardzo źle się czuł. Mówił, że wolałby mieć córeczkę, a mnie najchętniej oddałby do sierocińca. Nigdy nie mogłem nic sobie kupić nawet za własne pieniądze, czy to słodyczy, czy jakiejś gazetki zabawki. Zawsze były ważniejsze wydatki jak np. Telewizor, samochód etc. Mama nie reagowała też się bała, słyszałem jak wyzywał ją od dziwek, chociaż wiem że nigdy go nie zdradziła, że co za gówno mu urodziła. Gdy zagroziła że odejdzie, to powiedział że popełni samobójstwo, a w liście napisze że to nasza wina. Tak było przez 18 lat, żadnych kolegów, żadnych wyjść, żadnych zabaw. Tylko codziennie wrzaski. Straciłem wtedy wiarę w ludzi. Tyle się mówi o reagowaniu na przemoc itp. Mieszkaliśmy w bloku obok nas mieszkał policjant. Nie zareagował nigdy.
Po 18 latach takiego życia wyjechałem na studia do dużego miasta. (Tak ten chłopak co nic nie potrafił zdał rozszerzoną biologię i chemię) Kierunek Nanotechnologia. Tam też poznałem miłość swojego życia, wytrzymuje ze mną już 4 lata. Nie udało mi się zostać na studiach kierunek był bardzo trudny, a ja po prostu sobie nie poradziłem.
Podchodziłem do egzaminów bez wiary, bez niczego. Ale obiecałem sobie, że nigdy nie wrócę w rodzinne strony. Od 3 lat szukam pracy, pracowałem dorywczo w Call-Center, ale nie jestem aż takim sk...wielem. Nie potrafiłem wciskać babciom zaproszeń na bezpłatne badania(które tak naprawdę były pokazami jakichśtam łóżek). Mówić im że jeżeli odstawią leki i kupią naszą super lampę to wyzdrowieją itd. Byłem po prostu szczery a to duża wada w tej branży. Szukałem pracy dalej. Dostałem na magazynie firmy REDAN. Płaca 6 zł/h 3 zmiany. Wtedy też dowiedziałem się, że mam jakąś wrodzoną wadę kręgosłupa i nie mogę dźwigać ciężarów. Miałem iść na rehabilitację, ale nie poszedłem, pozostało mi to po ojcu. Zawsze kiedy np. źle się czułem coś mnie bolało. To on automatycznie miał gorzej i od razu umierał. Tak też teraz myślę ja - inni mają gorzej, nie będę zajmował im miejsca. Tym bardziej utwierdził mnie lekarz który stwierdził że taką wadę to ma 50% ludzi, a ja dramatyzuję. Problem w tym, że czasami mam problem z chodzeniem. W REDANIE po wielkich bojach przepracowałem 15 dni dostałem zawrotne 400zł.
Moja dziewczyna nadal jest na studiach. Męczy się strasznie, nie ma wsparcia żadnego ze strony matki, która jest zla, że zadaje się z takim nieudacznikiem jak ja. (Najbardziej oryginalne życzenia świąteczne od "teściowej": Kamień na szyję i do studni. Moja mama mocno mnie wspiera mimo tego, że nie jestem na studiach co miesiąc wysyła mi po 1000zł. Wynajem kawalerki 650 zł z opłatami. Internet 50zł, "raty" w lombardzie 50 zł, migawka 40 zł
Razem wychodzi 800 zł. Zostaje 200 zł na życie. Ale zawsze dochodzą jakieś wydatki. Tu 10 zł tam 20 zł itd.
i na życie zostaje 150 zł. Jemy makaron na 1000 sposobów, ryż na 1000 sposobów, mięso jest od święta.
Szukam uczciwej pracy, ale mi nie wychodzi. Albo jest to zakamuflowane Call-Center, albo akwizycja, ostatnio na ulotkach był darmowy tydzień próbny.
Nie pytam nikogo jak żyć. Nie mam już marzeń, wiem że prawdopodobnie nigdy nie będę miał własnego mieszkania, nie założę rodziny bo nie będzie mnie stać na utrzymanie dzieci. A nie chcę by dzieci wychowała ulica.
Czasem sobie myślę jak fajnie muszą mieć ludzie, którzy kładą się spać nie myśląć o tym ile pieniędzy im zostało i czy wystarczy im na makaron do końca miesiąca.
Nie mogę zasnać często do 4 w nocy, budzę się jestem niespokojny. Nie potrafię uwierzyć w siebie. Czuję że moja dziewczyna się ze mną marnuje, że zasługuje na kogoś lepszego.
Że powinna ode mnie odejść i ułożyć sobie lepsze życie, niż z takim nieudacznikiem jak ja. Ale ona wciąż jest przy mnie i wciąż mnie wspiera. Współczuję jej życia z takim zerem jak ja.
Chciałem się zarejestrować w urzędzie pracy, ale nie mam tutaj meldunku nawet czasowego, nie mam żadnych papierów o skończonej edukacji, wszystko jest na uczelni, a ja wciąż nie mam jak zapłacić za punkty.
Przed wyjazdem na studia dostałem od mamy laptopa. Chciałem się uczyć na nim grafiki 2D/3D, tak sam od siebie, by jakoś wyjść na prostą, nie minęły dwa miesiące nauki a laptop się zepsuł. W serwisie powiedziano tylko, że trzeba kupić nowy bo nie da się naprawić. Nawet to w życiu musiało mi się zepsuć...
Nigdy nie prosiłem o pomoc. Wszak są ludzie biedniejsi i bezdomni. Nie odważyłbym się żebrać od państa jakiegoś zasiłku.

Dlaczego piszę ten żałosny tekst, o moim pasożytnictwie na mamie i życiowym przegranym?
Poprosiła mnie o to moja dziewczyna,"Napisz ten tekst jeżeli ludzie będą niechętni, nic nie musisz robić, jeżeli podzielą moje zdanie pójdziesz do psychologa, ty przecież sam siebie określasz "zerem" i jesteś tego pewien więc co Ci szkodzi?". Prosi mnie, ba wręcz nalega bym poszedł do psychiatry po skierowanie do psychologa
Ja uważam że są ludzie z większymi problemami, którzy wymagają takiej pomocy.

Ja po prostu jestem zerem. Nie jestem chory.

W mojej głowie

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (42)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…