zarchiwizowany
Skomentuj
(40)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielnym zjawiskiem ostatnimi czasy jest święte przekonanie większości studentów, iż szkolnictwo wyższe jest obowiązkiem nałożonym prawnie. Otóż, co zadziwiające, studiować nie trzeba. Co więcej- rozpoczętych studiów można nie kontynuować.
Na uczelni, na której się kształcę (państwowa, nawet nie najgorsze miejsce w różnych rankingach) brać studencka jest zaskoczona zjawiskiem sesji niczym drogowcy zimą. To za trudne, to niepotrzebne, to za głupie, to za długie... Jeżeli kierunek wybiera się świadomie, to mniej więcej powinno mieć się pojęcie o przedmiotach. Matematyka na ekonomii? Kto to widział! Taka trudna rachunkowość na finansach i rachunkowości? Niepotrzebne!
Przykład nr 1: kolega był szczerze zdziwiony, gdy zapytałam go o różnicę między brutto a netto- potrzebował pomocy przed kolokwium. Szczękę zbierałam z podłogi, po "przetestowaniu" szerszego grona znajomych, reakcje były podobne ("ankieta" dotyczyła kierunków ekonomicznych a pytani znajomi oceny mieli na poziomie 3,5-4).
Przykład nr 2: na pewnym przedmiocie do wyliczania i analizy danych niezbędne były działania na macierzach- 2x2, 3x3, maksymalnie 4x4. Koleżanka, która jako drugi kierunek studiuje matematykę, oblała sromotnie. Podobnie zresztą jak znakomita większość roku. Na marginesie dodam, iż jest to rocznik z obowiązkową matematyką na maturze.
Przykład nr 3: pisanie pracy licencjackiej. Krótko i na temat: ludzie ubiegający się o dokument potwierdzający wykształcenie wyższe nie powinni mieć problemów ze znaczeniem słów, deklinacją, przyimkami i zaimkami. I pojawia się pytanie: jak zdali maturę z polskiego?
Ludzie z brakami podstawowej wiedzy są na siłę "przepychani" dalej, produkuje się wykształcone masy bez żadnej wiedzy, za to ze świętym przekonaniem że "mam licencjatA i magistrA więc czekam na oferty pracy i minimum 3000 na rękę na start".
Aspiracje dyrektorskie, wykształcenie podstawowe.
Na uczelni, na której się kształcę (państwowa, nawet nie najgorsze miejsce w różnych rankingach) brać studencka jest zaskoczona zjawiskiem sesji niczym drogowcy zimą. To za trudne, to niepotrzebne, to za głupie, to za długie... Jeżeli kierunek wybiera się świadomie, to mniej więcej powinno mieć się pojęcie o przedmiotach. Matematyka na ekonomii? Kto to widział! Taka trudna rachunkowość na finansach i rachunkowości? Niepotrzebne!
Przykład nr 1: kolega był szczerze zdziwiony, gdy zapytałam go o różnicę między brutto a netto- potrzebował pomocy przed kolokwium. Szczękę zbierałam z podłogi, po "przetestowaniu" szerszego grona znajomych, reakcje były podobne ("ankieta" dotyczyła kierunków ekonomicznych a pytani znajomi oceny mieli na poziomie 3,5-4).
Przykład nr 2: na pewnym przedmiocie do wyliczania i analizy danych niezbędne były działania na macierzach- 2x2, 3x3, maksymalnie 4x4. Koleżanka, która jako drugi kierunek studiuje matematykę, oblała sromotnie. Podobnie zresztą jak znakomita większość roku. Na marginesie dodam, iż jest to rocznik z obowiązkową matematyką na maturze.
Przykład nr 3: pisanie pracy licencjackiej. Krótko i na temat: ludzie ubiegający się o dokument potwierdzający wykształcenie wyższe nie powinni mieć problemów ze znaczeniem słów, deklinacją, przyimkami i zaimkami. I pojawia się pytanie: jak zdali maturę z polskiego?
Ludzie z brakami podstawowej wiedzy są na siłę "przepychani" dalej, produkuje się wykształcone masy bez żadnej wiedzy, za to ze świętym przekonaniem że "mam licencjatA i magistrA więc czekam na oferty pracy i minimum 3000 na rękę na start".
Aspiracje dyrektorskie, wykształcenie podstawowe.
uczelnie sesja
Ocena:
201
(323)
Komentarze