Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#57792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uroki ulicy Chmielnej

Dość często słyszymy na ulicy uśmiechniętych od ucha do ucha sympatycznych młodych ludzi zbierających pieniądze na chore dzieci. Zaczepiają i z wielkim entuzjazmem podstawiają pod nos puszkę na datki. Nie mam nic przeciwko akcjom charytatywnym, wolontariuszom itp. Jednakże to co mnie ostatnio spotkało woła o zainteresowanie.

Wracając do domu z uczelni jedną z Warszawskich dość obleganych ulic (czyt Chmielna), usłyszałam głos młodej dziewczyny, która po chwili pojawiła się przede mną zastępując mi drogę. Byłam mocno przeziębiona, a w domu zostać nie mogłam bo pisałam egzamin poprawkowy, więc mówię jej - do rzeczy, bo nie mam czasu. Dziewczyna wyjęła kartkę i każe ocenić się od 1-10 pod względem otwartości na ludzi. Myślę sobie - napisze jej 10 i spadam. Spostrzegłam jednak, że przy nazwiskach innych podpisujących się na liście ludzi widnieją jakieś kwoty 70zł, 60zł, 90zł 100zł. Myślę sobie - niedobrze...

Po chwili dziewczyna odwraca kartkę na drugą stronę, na której widnieje zdjęcie małego chłopca i oświadcza mi, że właśnie zgodziłam się przeznaczyć pewną kwotę pieniędzy na dziecko z porażeniem mózgowym. O! wolontariusz, jak miło... i właśnie przypomniałam sobie kwoty, które widziałam na poprzedniej stronie i aż mi się głupio zrobiło, że ja dam tylko 10zł, bo tylko tyle miałam wówczas przy sobie. Podarowałam dziewczynie moją ostatnią dyszkę, dostałam w zamian słabej jakości gumkę do ścierania. Usłyszałam na koniec uprzejme" dziękujemy", że dziecku nawet taka skromna pomoc się przyda. Ja natomiast zadowolona z siebie pomknęłam w stronę domu. Nawet humor mi się poprawił, mając świadomość, że pomogłam małemu choremu dziecku. I nie pisałabym teraz o tym, gdyby nie to co wydarzyło się następnego dnia.

Idę tą sama ulicą na zakupy. Nagle w tłumie widzę moją koleżankę z czasów podstawówki - Basię, która tłumaczy coś młodym dziewczynom w wieku 16-18 lat. Podchodzę, witam się, no i oczywiście gadka szmatka - co robisz, gdzie studiujesz, gdzie pracujesz. I ku mojemu zaskoczeniu słyszę, że Basia jest właśnie teraz w pracy. Pracujesz na ulicy? Z tego nie ma chleba - mówię. Rozdawanie ulotek to ciężka robota, bo czy deszcz czy słota musisz stać na dworze. Basia odpowiada - co Ty, jakie ulotki? Zbieramy na chore dziecko. Ja na to - ej to mówisz, że pracujesz a zbierasz na dziecko, to jak to działa? I wtedy zostałam oświecona.

Basia jako, że pracuje w branży już kilka lat, ma swoją drużynę dziewcząt, które podchodzą na ulicy do ludzi i proszą o datek na dziecko z porażeniem mózgowym. Pieniądze trafiają do ich kieszeni, dzielą się tak, że małolaty mogą zarabiać nawet po 200zł dziennie, a Basia z racji że jest ich przełożoną zapewne dużo więcej. Niby dają z tego jakiś mały procent na to dziecko - jak to określiła Basia - "żeby się urząd skarbowy nie czepiał".

Niby wszystko ładnie, legalnie, tylko gdzie w tym wszystkim sumienie i rzeczywista pomoc drugiemu człowiekowi? Nie wiem kto na to pozwala. Gdy powiedziałam jej, że dałam na ten "szczytny cel" dychę, to Basia mało nie pękła ze śmiechu. Byłam bardzo zniesmaczona ich postawą i sposobem na życie. Dlatego ja już nigdy więcej nie dam pieniędzy kwestującym na ulicy oszustom i apeluję aby nie zatrzymywać się na ankiety, nie dawać datków na "chore dzieci", bo pieniądze nie trafią do dziecka lecz do kieszeni tych obłudnych ludzi.

Za jakiś czas znów idąc tą ulicą zaczepił mnie młody bardzo uprzejmy mężczyzna, chcąc bym oceniła jego otwartość w skali 1-10. Mówię mu, że wiem czym się zajmuje i nie dam się naciągnąć. Zanim zdążyłam skończyć zdanie już go koło mnie nie było. Krzyknął mi tylko z daleka - "to nieprawda".
Widziałam tego samego dnia jeszcze kilkoro "kwestujących" młodziaków.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 483 (569)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…