Dawno nie pisałam, co tam się działo w sklepie zoologicznym. Przeczytałam dziś kilka historii o debilizmie ludzi kosztem zwierząt i postanowiłam krótko opowiedzieć o niespodziance, jaka spotkała nas w ostatnie święta wielkanocne.
Nie miałam planów na Lany Poniedziałek, więc postanowiłam zajść i posprzątać zwierzakom - zawsze wygodniej kiedy klienci nie kręcą się nad głową i nikomu nie przeszkadzają porozkładane w tym celu trociny, żwirki, wiaderka itp., a i zwierzaki mniej się denerwują.
Nie od razu zorientowałam się co, ale coś mi nie pasowało...
Ciemno, zimno i - za cicho. Zapalam światło - nie działa. I wtedy zaskoczyłam w czym rzecz - brak prądu wiąże się z awarią ogrzewania i co gorsza - wyłączeniem oprzyrządowania w akwariach.
Nie wiadomo jak długo nie było prądu, a brak oświetlenia nie pozwalał na określenie co się dzieje w akwariach. Szybka decyzja - telefon do kolegi. Poinstruowana sprawdziłam skrzynkę na zapleczu, jednak z nią wszystko ok, pozostaje skrzynka główna - Ta jednak znajdowała się na klatce schodowej kamiennicy i potrzebny klucz którego nie miałam. W czasie gdy czekałam na przyjazd kolegi, próbowałam ratować co się da, a pierwsze co mi przyszło do głowy to pootwierać akwaria i mieszać rękami wodę by ryby dostały trochę powietrza. Niezbyt przyjemne bo woda była lodowata ale w końcu trzeba pomóc żywym istotom.
W końcu dotarł kolega i udało mu się przywrócić prąd. Filtry i grzałki ruszyły i nastała jasność. Wtedy zobaczyliśmy straty - przez zimno i brak powietrza 3/4 ryb pływało już do góry brzuchami. W dodatku piec od ogrzewania szlag trafił. W samych akwariach sprzedażowych padło ryb za 20 tysięcy, a nie liczę akwarium wystawowego kolegi akwarysty, pełnego rzadkich rybek, które od kilku lat kupował z własnej kieszeni (najtańsza kosztowała 200 zł).
Mało piekielne powiecie - ale brak prądu nie wyniknął z awarii, a ze zwykłego debilizmu. Okazało się, że skrzynka z głównymi bezpiecznikami została pogięta, drzwiczki wyłamane a bezpieczniki zniszczone. Do dziś nie wiemy, czy to głupota wyrostków z nadmiarem energii czy świadomy atak. Jednak zniszczona była tylko nasza skrzynka. (przypadkiem też dowiedzieliśmy się, że właściciel konkurencji wiedział o naszych kłopotach szybciej niż ktokolwiek inny).
I wisienka - straty udokumentowane, wniosek złożony, odzew - odszkodowania nie będzie z braku winnych!! Bo może liczono, że sprawca przyjdzie i się przyzna? Przez zwykły ludzki idiotyzm zginęło kilkaset niewinnych rybek, a my do końca zimy nie mieliśmy ogrzewania w sklepie.
Nie miałam planów na Lany Poniedziałek, więc postanowiłam zajść i posprzątać zwierzakom - zawsze wygodniej kiedy klienci nie kręcą się nad głową i nikomu nie przeszkadzają porozkładane w tym celu trociny, żwirki, wiaderka itp., a i zwierzaki mniej się denerwują.
Nie od razu zorientowałam się co, ale coś mi nie pasowało...
Ciemno, zimno i - za cicho. Zapalam światło - nie działa. I wtedy zaskoczyłam w czym rzecz - brak prądu wiąże się z awarią ogrzewania i co gorsza - wyłączeniem oprzyrządowania w akwariach.
Nie wiadomo jak długo nie było prądu, a brak oświetlenia nie pozwalał na określenie co się dzieje w akwariach. Szybka decyzja - telefon do kolegi. Poinstruowana sprawdziłam skrzynkę na zapleczu, jednak z nią wszystko ok, pozostaje skrzynka główna - Ta jednak znajdowała się na klatce schodowej kamiennicy i potrzebny klucz którego nie miałam. W czasie gdy czekałam na przyjazd kolegi, próbowałam ratować co się da, a pierwsze co mi przyszło do głowy to pootwierać akwaria i mieszać rękami wodę by ryby dostały trochę powietrza. Niezbyt przyjemne bo woda była lodowata ale w końcu trzeba pomóc żywym istotom.
W końcu dotarł kolega i udało mu się przywrócić prąd. Filtry i grzałki ruszyły i nastała jasność. Wtedy zobaczyliśmy straty - przez zimno i brak powietrza 3/4 ryb pływało już do góry brzuchami. W dodatku piec od ogrzewania szlag trafił. W samych akwariach sprzedażowych padło ryb za 20 tysięcy, a nie liczę akwarium wystawowego kolegi akwarysty, pełnego rzadkich rybek, które od kilku lat kupował z własnej kieszeni (najtańsza kosztowała 200 zł).
Mało piekielne powiecie - ale brak prądu nie wyniknął z awarii, a ze zwykłego debilizmu. Okazało się, że skrzynka z głównymi bezpiecznikami została pogięta, drzwiczki wyłamane a bezpieczniki zniszczone. Do dziś nie wiemy, czy to głupota wyrostków z nadmiarem energii czy świadomy atak. Jednak zniszczona była tylko nasza skrzynka. (przypadkiem też dowiedzieliśmy się, że właściciel konkurencji wiedział o naszych kłopotach szybciej niż ktokolwiek inny).
I wisienka - straty udokumentowane, wniosek złożony, odzew - odszkodowania nie będzie z braku winnych!! Bo może liczono, że sprawca przyjdzie i się przyzna? Przez zwykły ludzki idiotyzm zginęło kilkaset niewinnych rybek, a my do końca zimy nie mieliśmy ogrzewania w sklepie.
konkurencja psia mać
Ocena:
760
(838)
Komentarze