Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58024

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno kolega dostał pracę w pewnej firmie, w której kiedyś pracowałem i poinformował mnie o pewnym fakcie, co przywołało mi wspomnienia.

W wakacje podłapałem w tej firmie pracę zgodną z moim kierunkiem studiów, z elastycznym czasem pracy (i to do tego głównie w domu), a do tego bardzo przyzwoicie płatną, więc generalnie byłem wniebowzięty, bo wiadomo - dzisiaj z pracą dla młodych (i nie tylko) lekko nie jest.

I wszystko byłoby super, gdyby nie współpracownik.

Generalnie rzecz biorąc, moja praca tam polegała na pisaniu raportów z tym, że każdy taki raport dzielił się na dwie części i jedną część pisałem ja, a drugą - współpracownik. Później te dwie części trzeba było połączyć, dopisać wstęp i podsumowanie, ładnie wyedytować i wydrukować. Brzmi to może niezbyt skomplikowanie, ale uwierzcie mi - to jest najgorsza i najbardziej czasochłonna część. Mieliśmy też na każdy raport określony nieprzekraczalny deadline.

Pierwszy problem - punktualność. Wyszedłem z założenia, że jeśli mam deadline na jakiś raport na powiedzmy 1 września, a przed oddaniem go szefostwu trzeba jeszcze zrobić te wszystkie rzeczy wypisane w akapicie powyżej, to przydałoby się ukończyć swoją część przynajmniej na kilka dni wcześniej, żeby potem mieć czas na ewentualne poprawki. Niestety, mój współpracownik nie podzielał tego poglądu i był w stanie oddać mi swoją część raportu owego 1 września rano i powiedzieć "no, to szybko to zedytuj teraz, a ja lecę, bo wykańczam mieszkanie". Trochę też w tym mojej winy, że się tak dawałem wykorzystać no ale błagam - bezczelność ma chyba swoje granice?

Drugi problem - drobnostki edycyjne. Niby nic, ale jednak potrafił mi ciągle tymi samymi błędami i niedociągnięciami zepsuć cały dzień (poprawianie takich rzeczy trwa wieczność). W Wordzie czy OpenOffice jest przykładowo możliwość stworzenia automatycznej listy, co jest oczywiście niezmiernie wygodne. Niestety, mój współpracownik nie uznawał takiego czegoś i każdą listę tworzył ręcznie ("1." i enter, "2." i enter itd.), co było tym idiotyczniejsze, że edytory tekstu przecież same z automatu tworzą listy jeśli napisze się na początku linijki "1." i zakończy enterem.

Inna rzecz - kropki w tytułach. Jak wiadomo, tytułami rozdziałów nie powinny być zdania (np. "Wpływ prądu zatokowego na klimat Europy", a nie "W jaki sposób prąd zatokowy wpływa na klimat Europy") i raczej powinny być to pojedyncze równoważniki zdań i nie stosuje się kropki. Oczywiście mój współpracownik kończył kropkami nawet tytuły jednowyrazowe. Kiedy zwróciłem mu na to uwagę, powiedział, że ok, od teraz nie będzie robił kropek, po czym dwa tygodnie później dostaję jego część raportu, a tam wszędzie kropki...

Jeszcze co innego - style. Mieliśmy dokładnie określone, jaki styl powinny mieć nasze raporty: odstępy między akapitami, wielkość czcionki podstawowej, wielkość i kolor czcionki w tytułach itd. Jak nietrudno się domyślić, nie zrobiło to wrażenia na współpracowniku, który wysyłał mi wszystko w takim stylu, jaki mu się podobał i oczekiwał, że ja to dostosuję do wymagań szefostwa (co niestety robiłem - mało jestem asertywny).

Trzeci problem - pisanie nie na temat. Każdy z nas miał swoją część raportu i jak wiadomo, lepiej napisać trochę więcej stron niż trochę mniej. Nie szliśmy może na kompletne lanie wody (bo tego szefostwo by nie zaaprobowało), ale jednak lepiej w ich oczach wygląda 20 stron tekstu niż 10 stron pełnych wykresów. Z tego powodu nagminną praktyką mojego współpracownika było "zahaczanie" w swojej części pracy o moje tematy. Przykładowo, jeśli ja miałem opisać rynek samochodów osobowych w Polsce, a on rynek samochodów dostawczych, to nie byłby sobą, gdyby nie pisał o samochodach osobowych na bazie których powstają samochody dostawcze. Oczywiście pożądane było, by wspomniał o tym, że np. Ford Fiesta Van powstaje na bazie Forda Fiesta (i tylko ma zdemontowane tylne siedzenie i kratkę za fotelami przednimi), ale opisywanie wolumenu sprzedaży osobowego Forda Fiesta to jednak już moja działka, nie? Przy edycji wycinałem więc takie fragmenty z jego pracy, a on obrażał się i twierdził, że chcę umniejszyć jego pracę w oczach szefa...

Ostatni problem - podkładanie świni. Te raporty składaliśmy szefostwu jako całość, bez wyszczególnienia, kto pisał którą część. Dzięki tym niezliczonym poprawkom wprowadzanym przeze mnie, po wygaśnięciu umowy obojgu nam (ale osobno) zaproponowano przedłużenie kontraktu na następne półtora roku. Ja odmówiłem, bo to jednak dla mnie zbyt długa perspektywa, ale jak się okazuje, on przyjął propozycję. Dzięki temu, że teraz w tej samej firmie pracuje mój kolega, mogłem się dowiedzieć, co on o mnie naopowiadał. W skrócie: "londoncalling był kompletnie nieprofesjonalny, miał nieciekawe raporty, wszystko ja robiłem sam".

Szkoda tylko, że teraz, jak jest już zdany na siebie, nie wychodzi mu tak dobrze. Do tego stopnia, że były szef mnie zaczepia na facebooku, czy naprawdę nie chciałbym wrócić.

box biurowy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 400 (568)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…