Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58302

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z wesołych okolic Instytutu Onkologii w Warszawie, Sama nie wiem czy to piekielność, czy już jawne skurczysyństwo. Ogólnie szpital Marii Skłodowskiej-Curie to największy tego typu ośrodek w Polsce, znany z tego, że ściągają do niego tłumy ludzi z najdalszych okolic kraju. Wiadomo jak jest: najlepszy sprzęt i lekarze, do tego funkcjonowała tam złota zasada, że na leczenie nigdy nie jest za późno. Próbowano pomagać nawet osobom, na których miejscowe oddziały postawiły przysłowiowy krzyżyk i w krótkich, żołnierskich słowach kazały szukać sobie hospicjum, “bo nie ma nadziei”. Rezultat: ludzi mrowie, kolejki do rejestracji dłuższe niż Moda na Sukces, ale jakoś to działało.

Ostatnio jednak zapisać się na cokolwiek graniczy z przysłowiowym cudem. Trzeba przyjeżdżać na 4-5 rano, żeby o 7, gdy startuje praca rejestracji, nie mieć trzycyfrowego numerka (przed jakimkolwiek zabiegiem, kroplówką, badaniem trzeba odhaczyć się w okienku i potem grzecznie czekać pod gabinetem na swoją kolei). Już wcześniej był problem z terminami, ale teraz potrzebne jest boskie wstawiennictwo, żeby załatwić cokolwiek. Jako, że razem z moim skorupiakiem odwiedzamy Ursynów już od kilku ładnych lat, siłą rzeczy poznałam i zaprzyjaźniłam się z pielęgniarkami i lekarzami od “tego typu” nowotworów. Szczególnie dobry kontakt mam z panią Anią, pielęgniarką opiekującą się pacjentami podczas podawania chemii. Tak się złożyło, że na ostatnim karmieniu byłam z nią sama. Inni pacjenci albo mieli przerwę w leczeniu, albo... wiadomo. Rak to nie przeziębienie. Czasem potrzeba żelaznej woli, by przezwyciężyć ból i podnieść się z łóżka, nieważne.

Po rytualnym wypytaniu się co u jej dwóch córek i męża, oraz krótkim raporcie jak się czuje mój chłop, przeszłyśmy do rozmów ogólnych. Nie owijając w bawełnę spytała się mnie jak stoimy finansowo. Zdziwiło mnie to lekko, w głowie zapaliła się czerwona lampka. “Ocho” - pomyślałam - “Pewnie będzie chciała pożyczyć co nieco”. Dyplomatycznie odpowiedziałam, że jeszcze jakoś przędziemy, lecz zamiast pytania czy wspomogę ją, spojrzała na mnie smutno i kazała zorientować się na jakich zasadach działają prywatne lux medy czy inne enel medy, jeżeli chodzi o opiekę onkologiczną.

Dlaczego? Otóż ktoś u samej góry wpadł na genialny pomysł jak zmniejszyć wydatki na leczenie obywateli i szpital otrzymał nakaz przyjmowania pacjentów nieonkologicznych, żeby zapchać wolne miejsca. Dzięki temu prostemu zabiegowi jednostki nieekonomiczne (czytaj. ludzie z rakiem) nie będą ciągnąć z NFZ kosmicznych ilości forsy. Coś w tym jest. Jedna moja chemia kosztuje państwo ponad trzy tysiące złotych, a w jednej serii dostaję ich dwanaście. Do tego zużywam specjalistyczny sprzęt, mam wszyty port (takie małe ustrojstwo do bezpośredniego podawania kroplówek do aorty. Po pewnym czasie żyły w rękach odmawiają współpracy, a przerwanie leczenia=śmierć. Koszt urządzenia: dziesięć tysięcy złotych +), zajmuję okresowo łóżko na piętrze itd. Jak pomnożyć to przez tysiące podobnych mi osób... łatwo policzyć. A tak: pacjent się nie dostaje, państwo zaoszczędza, aparatura się nie zużywa. Wszyscy są zadowoleni, a że ktoś umrze w męczarniach - kogo to tak naprawdę obchodzi?

Polska nie jest krajem dla chorych ludzi.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 847 (907)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…