Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#58595

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych współlokatorach. Ostrzegam, będzie długo, bo i dużo rzeczy wyprawiali.

Wynajmowałam z kolegą pokój. Na posesji 2 budynki, jeden wynajmowany, w drugim właściciele - bezproblemowi, niewtrącający się na siłę, żyć nie umierać. W czerwcu dogadaliśmy się nawet z nimi, że za wakacje zapłacimy trochę ponad połowę ceny, bo nas nie będzie, a od października wracamy.

Okazało się, że w czasie naszej nieobecności zmienili się lokatorzy w pozostałych dwóch pokojach. W jednym mieszkała para z Białorusi, 18-latka nieco postrzelona i z temperamentem + flegmatyczny chłopak, ale ogólnie w porządku, a do drugiego niedługo wprowadziło się dwóch na oko 40-latków.

Dziwne wydawało nam się, że osoby w tym wieku wynajmują coś w mieszkaniu typowo studenckim, ale nie moja broszka. A potem się zaczęło... Panowie nie mieli własnych rzeczy, pieniędzy też nie. Pomyślicie, że to nie moja sprawa? Na początku naiwnie też tak sądziłam.

Zaczęło się tradycyjnie - zaczęły nam się w ekspresowym tempie znikać niektóre produkty - ketchup, margaryna, olej, szampony, żele pod prysznic. No ale za rękę nikt nie złapał, na razie nic nie robiliśmy.

Innym razem wyszliśmy do kuchni, okazało się, że jeden z panów zaczął zabierać się do mycia naczyń. Zobaczył nas i zrezygnował - bo płyny stały na zlewie dwa. Oni nie mieli. Wieczorem natomiast cyrk na kółkach, pojawił się na zlewie słoiczek z odlanym płynem. Płynem tamtej pary. Czy myśleli, że nie zauważą, że z jednej butelki zniknął płyn i taki sam magicznie pojawił się w słoiku? Płyn został przelany z powrotem. Panowie mieli na tyle tupetu, żeby spytać mnie, co się stało, bo tu stał słoiczek...

Panowie nie mieli własnych naczyń. W kuchni część była od właścicielki, część mieliśmy swoich. Na początku z drugą dziewczyną pokazałyśmy, co jest wspólne, które szafki wolne itd. Ze wspólnych rzeczy korzystaliśmy wszyscy, więc jak używaliśmy, to natychmiast myliśmy. Panowie nie. Jedna brytfanna na całe mieszkanie potrafiła leżeć nieumyta tydzień. Później zaczęli pożyczać nasze. Najpierw pytali, potem nie. Wchodzę do kuchni, chcę zrobić obiad, na mojej patelni właśnie szykuje się jakieś ziemniaczane coś. Panowie, że zaraz oddadzą. Ja bliska furii mówię, że chcę natychmiast umytą patelnię. Wychodzę zapalić. Wracam. Panowie z patelni bezpośrednio konsumują obiad. No tak, talerzy też nie mieli.

Dalej - panowie chcieli oszczędzać. Rachunki za wodę itd. były dzielone na 3 pokoje, nie dało się tego zrobić inaczej. Panowie zaczęli żądać od nas oszczędzania również. Jak?
- Piekarnik był na prąd, panowie wiecznie go wyłączali z kontaktu. Szlag trafiał, kiedy wracaliśmy z uczelni głodni, wrzucaliśmy tam np. pizzę, nie sprawdzając, czy się nagrzewa. Po co? Przecież zorientowawszy się, po prostu włączaliśmy. Rozmowy nic nie dawały.

- Terma w łazience - duża, długo się nagrzewała. Rok wcześniej testowaliśmy, czy ciągle włączona pobierze więcej prądu niż włączana tylko przed kąpielą. Różnice były minimalne, czasem w ogóle ich nie było, a jednak ciepła woda przy myciu naczyń jest miłym wynalazkiem. Do panów nie docierało. Do mycia naczyń grzać wodę w czajniku. Termę non stop wyłączali. Wracam chora po świętach w środku nocy do domu, zmęczona, zmarznięta, z walizą, chcę wskoczyć pod gorący prysznic i spać. A skąd! Wskakuję pod strumień lodowatej wody, bo panowie oszczędzają.

- Próby monitorowania, jak długo korzystamy z laptopów. Bo oni nie mają, dlaczego mają płacić. To, że oni mieli TV w pokoju, który wiecznie chodził, nie przeszkadzało.

Do tego wiecznie byli brudni, prali ubrania pod prysznicem płynem do naczyń (zgadnijcie, czyim? ;)) i robili afery o wszystko (np. mamy nie siedzieć po nocy przy świetle - jasne, od dzisiaj do sesji kuję po ciemku).

Ostatecznie dobił nas czajnik. Panowie spalili. Czajnik jeden na całe mieszkanie, prosimy, żeby odkupili. Stwierdzili, że pójdą do właścicielki i ona odkupi. Nie nasza sprawa, skąd, po prostu czajnik ma się znaleźć. Miałyśmy już jednak dość i postawiłyśmy na konfrontację. Akurat "naszych" chłopaków w domu nie było. Wyciągamy więc panów z pokoju i podsumowujemy, raz kolejny, czego sobie nie życzymy. Panowie nas olewają, bo my młode. Poszłyśmy po właścicielkę. Wszystko zostało wyciągnięte - co najlepsze, przez nich, jako dowód jakie my złe. Właścicielka uznała, że ją nie interesuje, ile prądu zużywamy, bo za to płacimy. Czajnik ją wkurzył i mówi, że to oni mają odkupić. Co oni na to? Uwaga...
- No to się możemy złożyć wszyscy.

Bezczelność jednak nie ma granic. Awanturka się zaczęła, może lepiej przytaczać nie będę, grozili nawet niepłaceniem rachunków, właścicielka oznajmiła, że w takim razie niech się wyprowadzą.

Zostali. Na krótko. Pomogliśmy im w wyprowadzce, ale jak, to już może zachowam dla siebie, jako że to może nie do końca zgodne z prawem, sumieniem czy innymi DROBIAZGAMI. :D

wynajęte mieszkanie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (383)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…