Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku godzin - co prawda bardziej zabawna niż piekielna, ale postanowiłam się z Wami podzielić, a nuż poprawię komuś humor:)
Gwoli wstępu:
Pracuję na recepcji dość nowoczesnego budynku, o super-hiper zabezpieczeniach, otoczona pierdylionem różnych mniej bądź bardziej zbędnych przycisków, alarmów, światełek itp itd. Siedząc przy biurku mam widok na super-wypasiony kibelek, wyposażony w automatycznie zamykane drzwi, które, ze względów bezpieczeństwa otwierają się same po 25 minutach. Z mimowolnych obserwacji wywnioskowałam już jakiś czas temu, że dla niektórych użytkowników przybytku (głównie dla pań - mejkap i te sprawy) 25 minut to jednak za mało. Ale do rzeczy.

Przyszedł dzisiaj na spotkanie pewnien wypicowany jegomość, na oko lekko po 30-stce. Zameldowałam więc pana u klienta i pokierowałam do windy. Pan stwierdził jednak, że przed spotkaniem skorzysta szybko z toalety.
Jak powiedział tak zrobił, a ja wróciłam do swoich obowiązków.

Mija 10 minut, a pana nie ma. Zerkam na zegarek po raz pierwszy. No ok, myślę, grubsza sprawa. W międzyczasie klient dzwoni i pyta, gdzie jego zameldowany gość. Ja na to, że w toalecie - cóż począć, klient poczeka...
Po ok 20 minutach zaczęłam nerwowo zerkać na drzwi, gdyż nawet załatwienie bardzo grubej sprawy raczej nie zajmuje aż tyle czasu i wystraszyłam się, że coś się chłopu stało. Tym bardziej, że zawały czy inne udary zdarzają się w moim budynku ostatnio dosyć często, i to coraz młodszym pracownikom.

Odliczam więc niecierpliwie minuty do otwarcia się drzwi. 25 minuta mija, drzwi się otwieraja, pan jednak zza nich nie wychodzi, a i żadne odgłosy do ucha nie docierają... Targnięta złym przeczuciem w nanosekundzie zerwałam się z krzesła i ruszyłam do drzwi z wizją rychłej reanimacji fioletowego i sztywnego byznesmena.
Co jednak zastałam wkraczając w nasze klozetowe wrota? Jegomościa rozłożonego na tronie z gaciami spuszczonymi do kostek, pociesznie opartego o poręcz dla inwalidów w trakcie... ucinania sobie popołudniowej drzemki:)

Co by jegomościa w niezręcznej sytuacji nie stawiać, zamknęłam to zmechanizowane ustrojstwo, poczym głośno zapukałam i kulturalnie spytałam, czy wszystko u pana w porządku.
Po 5 sekundach usłyszałam poruszenie, a po 10 pan się wyłonił i, czerwony jak burak (ostatecznie lepiej czerwony niż fioletowy), podreptał do windy.

Ciekawe jak się wytłumaczył klientowi z niemal półgodzinnego spóźnienia :)

praca

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (713)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…