Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#59185

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałem zamiar dać historyjkę jako komentarz ale co mi tam, dam jako historię 'pełnoprawną'.

Pracuję 'na słuchawce' jako pomoc techniczna w firmie telekomunikacyjnej. Jak w każdej firmie infolinia ma IVR czyli ten system który mówi: jak dzwonisz w sprawie a wciśnij 1, jak w b wciśnij 2 itd. System jest łopatologiczny i jak ktoś nie jest niedosłyszący czy upośledzony zawsze powinien trafić w odpowiednie miejsce (zakładając że prawidłowo oceni do jakiej kategorii należy jego problem). 80% ludzi dodzwania się w niewłaściwe miejsce i marudzi potem że muszę ich przełączyć, to taka mikropiekielność występująca stale w tej pracy ale nie o tym chciałem pisać.

1. Tak więc dodzwania się do mnie ksiądz (więc wychodzę z założenia że może nawiedzony ale kumaty) w sprawie braku realizacji usług, myślałem że to jakaś pierdoła więc go nie przełączyłem. Powinien mieć usługi od miesiąca, a nie ma. Co się okazało. Przyszła do niego umowa ale z błędnymi danymi. Nie podpisał więc umowy. Czy zgłosił gdziekolwiek powód niepodpisania umowy? Nie. Czy miał pretensje że nie ma usług? Miał. Powiedziałem więc że zrobię mu drugie zamówienie z poprawnymi danymi, przyjdzie umowa, on ją podpisze i usługi zostaną podłączone. Nie, on się nie zgadza. On chce na starej umowie. Tłumaczę więc mu że warunki dostanie takie same. Nie, on się nie zgadza. Trochę z nim podyskutowałem jednak zawsze kończyło się to: Nie, ma być na starej umowie. W pewnym momencie jednak nastąpiła zmiana. Otóż dowiedziałem się, że on chce usługi ale nic nie podpisze. Na moje pytanie: 'Czy wyobraża pan sobie że firma zobowiąże się do świadczenia usług, a pan nie zobowiąże się do płacenia za nie?' Odpowiedź brzmiała: 'tak'. Cóż, gdy dowiedział się że to nie zadziała strasznie się obraził i wróciliśmy do: 'Ja chce ale niczego nie podpiszę'. Jako że byłem w wielkodusznym nastroju zaproponowałem mu że on mi przeleje należność za usługi za 2 lata z góry a ja wezmę umowę na moje nazwisko ale jego adres. Będzie miał usługi, a niczego nie podpisze. Wpienił się przeraźliwie. Odgrażał się że wyśle na mnie skargę i rozłączył się. Skargę wysłał, ale po odsłuchaniu rozmowy nic mi nie zrobili bo wykazałem się cierpliwością i wielokrotną próbą rozwiązania problemu klienta. Zabronili mi tylko proponowania brania umowy na siebie ;)

Jako że pierwsza historia wyszła długa to druga zbiorcza.

2. Nienawidzę debili i głupków (nie chodzi mi o osoby chore i niewyedukowane tylko o takich którzy mają informacje przed nosem i nie potrafią z nich skorzystać). No więc praca z ludźmi pełna jest spotkań z takimi osobnikami ale pomoc techniczna przyciąga ich jak żarówka ćmę. Ludzie co chwilę dzwonią że nie działa im internet, jednak często okazuje się , że internet nie działa im na jednym tylko urządzeniu a na całej reszcie hula. No to ciągnę takiego łosia(chociaż nie należy to do moich obowiązków) przez różne ustawienia systemu żeby sprawdzić co spartolił albo co nie działa i albo problem usunę albo przynajmniej powiem mu co musi zrobić. Kiedy okazuje się, że problemu nie usunąłem i sami muszą ogarnąć ten temat (zanieść do informatyka, zaprosić kumatego sąsiada itp.) zaczyna się litania stękań i narzekań pod tytułem to wasza wina, czemu ja mam płacić za naprawę. Myślicie, że łatwo takim ludziom wyjaśnić że skoro internet działa na innych komputerach, tablecie i komórkach to my się wywiązujemy, a problem jest po jego stronie? Nie, nie jest. Najbardziej piekielne jest to, że jak pytam np. 'Czy jak nie ma pan telewizji na jednym TV a na innym pan ma i oba są podłączone do tej samej anteny to dzwoni pan do kablówki i każe im naprawić ten problem czy zastanawia się pan gdzie najtaniej naprawi pan TV?'. Najczęstsza odpowiedź? 'Ale niech pan nie miesza! Tamto to TV a to internet! To zupełnie różne rzeczy!'. Debile... wszędzie debile...

call_center pomoc_techniczna

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (290)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…