Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio sporo się słyszy o tym, że społeczeństwo się starzeje, dzieci rodzi się coraz mniej (nawet w serialach telewizyjnych poruszają te kwestię). A jak sprawa wygląda od „drugiej” strony?
Jestem pół roku po ślubie, o dziecko staramy się w sumie już 10 miesięcy. I o tych staraniach, a raczej o podejściu lekarzy chciałabym wam opowiedzieć…

Jakieś 3-4 miesiące przed ślubem stwierdziliśmy, że chcielibyśmy już zostać rodzicami (poza tym na podziękowanie dla rodziców byłby fajny „prezent”). No to idę do lekarza, co by sprawdzić czy żadnych przeciwwskazań nie ma. Ginekolog popatrzył, pomacał, stwierdził – Jest pani młoda, zdrowa, proszę działać. Jak się o jakieś badania zapytałam, machnął tylko ręką i stwierdził, że na razie nie ma sensu. No ok, jest lekarzem to się zna. Starania rozpoczęte. Mija miesiąc, dwa, trzy, wesele minęło a ciąży… brak. No to znowu do lekarza, a on, co? A no dalej ta sama gadka – jest Pani młoda, ma Pani czas.

No nic, z tego lekarza rezygnuję i szukam kolejnego. W między czasie rejestruje się na stronach „wspomagających” obserwację cyklu, w aptece zakupuje termometr i testy owulacyjne. Kolejne trzy cykle prowadzę obserwację, notuje wszystkie objawy, a starania w okolicach owulacji wzmagamy. Rezultatów brak... Za to koleni lekarze, mówiący dalej to samo – Pani młoda jest, ma czas, na badania za wcześnie.
A mnie za każdym razem gdy to słyszę ciśnienie się podnosi.

Co pozostaje? Szukamy kolejnych lekarza, a w międzyczasie konsultuje się z dziewczynami/kobietami na forum. Na własną rękę zaczynam się badać – proste badania z krwi, oznaczenie kilku hormonów itp. Wyniki w większości w normie (jeden na górnej granicy). Mijają kolejne dwa miesiące, kolejni lekarze (prywatnie i na NFZ), oglądają mnie i moje wyniki i znowu jak mantrę powtarzają nieśmiertelne słowa, że ja młoda, mam czas a i badania bez sensu robiłam, bo przecież wyniki dobre. I że niepotrzebnie panikuje, bo badać się jest sens, jak przez ROK starań ciąża się nie pojawi...

Jednak mnie niepokoił ten jeden podwyższony wynik. Poszłam do jeszcze jednego specjalisty (polecany przez kilka dziewczyn na forum, przyjmuje prawie 100 km od mojego miejsca zamieszkania). Lekarzowi temu również się ten wynik nie spodobał. Pomacał moją szyję i kazał zrobić jedno proste badanie z krwi. Dodatkowo podczas badania ginekologicznego stwierdził, że najprawdopodobniej mam zrosty.

Jaki jest finał sprawy? W badaniu wyszło, że stężenie przeciwciał przeciwko tarczycy jest u mnie tylko 20 razy większe niż norma, a przy okazji mam jeszcze kilka chorób autoimmunologicznych, no i jakby to było mało to mam też te zrosty na macicy po źle leczonym zapaleniu. Co to w praktyce oznacza? Że na ciąże nie mam szans! A nawet, jeśli jakimś cudem bym zaszła, to na 100% bym poroniła, bo mój organizm by płód zwalczył...

I ja się teraz pytam. Jak młoda kobieta ma zajść w ciąże, skoro, gdy są problemy to jest zbywana przez lekarzy ze względu na młody wiek? Byłam w sumie u około 15-16 różnych lekarzy i tylko jeden wykazał odrobinę zainteresowania. I jakim cudem pozostała reszta tych zrostów nie zauważyła?
To nie są tylko moje odczucia – na tym forum jest nas (kobiet starających się o dziecko) sporo i niestety większość doświadczyła lekceważenia ze strony ginekologów. Bo ktoś kiedyś wyznaczył magiczną granicę roku, po której dopiero można zacząć myśleć o badaniach...

ginekolodzy

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (781)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…