Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#59877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyłudzanie od starszych ludzi pieniędzy metodą „na wnuczka” jest zapewne wszystkim znane. W tym miejscu chciałem się podzielić historią, którą przypomniałem sobie czytając ostatnie opowieści użytkowników i która spotkała mojego dziadka i przy okazji mnie osobiście.

Smochowice to spora dzielnica domków jednorodzinnych i bliźniaków na obrzeżach Poznania. Historia wydarzyła się sześć albo siedem lat temu. Mój żyjący jeszcze wówczas dziadek mieszkał sam w połowie bliźniaka. Pewnego letniego przedpołudnia dziadek zadzwonił do mojej mamy informując, że przed chwilą dostał dziwny telefon od mężczyzny, który zwracał się do niego per „wujku”. Dziadek miał problemy ze słuchem i po krótkiej rozmowie uznał, że skoro tamten tytułuje go „wujkiem”, to jest to zapewne „Jarek”. Otóż mamy w rodzinie niejakiego Jarka – mieszkającego wszakże 200 kilometrów od Poznania. Dziadek zapytał więc nieznajomego: - „Jarek?”, na co tamten z ochotą potwierdził - „Tak, Jarek” i poczuwszy zapewne że fortuna się do niego uśmiecha, wyłożył karty na stół: Właśnie jest na Smochowicach i potrzebuje na szybko pięciu tysięcy złotych (nie pamiętam już, jak i czy w ogóle to uzasadnił). Pieniądze odda jutro. Dziadek był kompletnie zaskoczony, z dużą przytomnością umysłu powiedział jednak „Jarkowi”, żeby zadzwonił za pół godziny. Potem wykonał telefon do mojej mamy.

Mama, przestraszna, rzecz jasna natychmiast zatelefonowała do prawdziwego Jarka. Jak można się domyślić, nic nie wiedział o telefonie. Mama niemal zemdlała ze strachu, zdołała jednak poinformować o sytuacji mnie i moich dwóch młodszych braci.
Oprócz obawy o dziadka poczułem przede wszystkim wściekłość, moi bracia również. Oto jakiś amoralny typ chciał bezczelnie naciągnąć naszego dziadka, człowieka złotego serca i uczciwości. Nie namyślając się wiele zadzwoniliśmy do dziadka, mówiąc mu, żeby w razie ponownego telefonu „Jarka”, kazał mu się pojawić. Tak, pojawić. Po pieniądze. Tymczasem my w trójkę przyjedziemy do dziadka i na „Jarka” poczekamy.

Dlaczego nie zadzwoniliśmy od razu po policję? Powodów było kilka. Nasza niewiara w skuteczną i szybką interwencję (a błyskawiczne działanie było w tym przypadku koniecznością), brak przekonania co do poważnego podejścia policji do sprawy (wyobrażaliśmy sobie radiowóz w całej okazałości parkujący przed domem, tak, tak, "Jarek" na pewno wówczas się pojawi), wreszcie zwyczajna chęć dania nauczki bydlakowi, który chciał wyłudzić od dziadka pieniądze, a kto wie, jak mieliśmy prawo przypuszczać, czy nie chodziły mu po głowie bardziej mroczne myśli.

W dwie minuty ułożyliśmy plan, wsiadłem z bratem w samochód, drugi z braci na skuter i dziesięć minut później byliśmy na Smochowicach.

Najmłodszy brat stanął skuterem na parkingu w centrum Smochowic, skąd miał doskonały widok na dom dziadka. Tymczasem z drugim bratem zaparkowałem u wylotu uliczki. Ustaliliśmy, że wejdę do domu a bracia będą obserwować dom – jeden z samochodu drugi ze skutera – i skoro tylko zacznie się „akcja” udzielą mi wsparcia, uniemożliwiając „Jarkowi” ucieczkę. Przepełniała nas adrenalina, mogliśmy się poczuć niczym bohaterowie taniego serialu kryminalnego. O ewentualnych komplikacjach (co by się stało, jeśli Jarek uzbrojony byłby w coś więcej niż tylko elokwencję?) żaden z nas nawet nie pomyślał.

Modląc się w duchu, by „Jarek” nie obserwował domu dziadka, co zepsułoby nam wszystko, przemknąłem przez furtkę i wszedłem do środka. Na telefon nie czekaliśmy długo. Dziadek, czarująco uprzejmy, powiedział, że pieniążki są już przygotowane, oczywiście. Jarek na to, że akurat coś mu wypadło i nie może się osobiście pojawić, wyśle jednak kolegę. Cwaniactwo równe bezczelności.

Na gorąco z dziadkiem ułożyłem plan. Zaprosi „kolegę” do domu. Zadzwoniłem do jednego i drugiego brata. Jak tylko tamten wejdzie, podjadą pod dom. Tymczasem zająłem pozycję „bojową” na półpiętrze, skąd miałem doskonały widok na furtkę.

„Kolega”, młody, nie więcej niż 20 lat, pojawił się przed furtką może po piętnastu minutach. Pieszo. Najwyraźniej samochód dla bezpieczeństwa zaparkował dalej. Wysoki, garnitur, pod krawatem, lakierki, czarny neseser, przylizane włosy. Słowem – profesjonalista pełną gębą.

Przez okno na półpiętrze obserwowałem sytuację. Dziadek dość długo dyskutował przed furtką. Później się dowiedziałem, że tamten chciał koniecznie dostać pieniądze na zewnątrz, dziadek jednak nie ustąpił. W końcu chęć łatwego zarobku zwyciężyła.

Akcja toczy się teraz szybko. Dziadek idzie pierwszy, za nim elegancik. Wchodzą przez wiatę po schodach na górę. W tym momencie schodzę z półpiętra i z uśmiechem, najbardziej szczerym na jaki mnie stać, mówię „dzień dobry”.

Na twarzy tamtego wymalowało się bezbrzeżne zdumienie, chwilę potem strach. Wykonał obrót z szybkością baletnicy i gracją słonia i po schodach rzucił się się na dół. Ucieka przez wiatę, ja za nim, biegnie przez ogród, ale moi bracia są już przy furtce.

Bandzior, co trudno było dostrzec z daleka pod garniturem, nie jest ułomkiem. Mimo że trzymamy go w trójkę nie zamierza się poddać – w tym momencie gra toczy się dla niego już o coś więcej niż tylko pieniądze. Dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać dość zwodniczo. Trzech rosłych typów w bardzo nieformalnych strojach (w tym jeden brodaty, w bojówkach, krótkim zielonym t-shircie i chuście na głowie) trzyma miotającego się, elegancko ubranego młodego człowieka.

Wywiązał się mniej więcej taki dialog:
- Puśćcie mnie!!!
- Spokojnie. Wejdziesz do domu i pogadamy.
- Nie wejdę! – nadal się szarpie.
- Owszem, wejdziesz.
- Nie wejdę, puśćcie mnie! Ku...a, puśćcie mnie! K...a!
- Wyluzuj, kolego.
- K...a!!!.... - z desperacją. Kolejne próby wyrwania się.
W oknie naprzeciwko zauważyłem zaciekawione twarze sąsiadów. Dwóch czy trzech pojawiło się na ogródkach. Ktoś przechodząc chodnikiem przystanął. Elegant wciąż się szarpie, zgubił oddech, nic już nie artykułuje a tylko coraz mocniej sapie. Kilka mocnych kuksańców pod żebra i kompletnie uleciało z niego powietrze. Poddał się.

„Zaprosiliśmy” go do środka. Usiadł na schodach, zrezygnowany, jak oficer najeźdźcy wzięty do niewoli po przegranej bitwie. W międzyczasie zadzwoniłem na policję i przedstawiłem sytuację. Obiecali, że pojawią się jak najszybciej.

„Jeniec” poprosił o wodę i papierosa. Dostał od dziadka i pociągnięty za język opowiedział swoją historię. „Jarka” poznał w klubie. Skusiła go perspektywa szybkich pieniędzy. Odwalał czarną robotę, podczas gdy pryncypał nie narażając się kasował gotówkę. Z tego co wspominał, takich młodych durniów było więcej. Zrobiło mi się go nawet trochę żal. Ale tylko trochę.

Skończywszy opowieść, resztę czasu oczekiwania na policję spędził wysłuchując umoralniającej katońskiej tyrady, której nie zamierzałem mu oszczędzić. Paląc jednego papierosa za drugim, kiwał głową. Może coś do niego dotarło, albo tylko udawał, że dociera. Sama policja pojawiła się jak to policja „błyskawicznie” - po godzinie. Okazało się, że nie myliliśmy się w swoich osądach, nie wzywając ich na wsparcie. Bracia wyszli po policjantów i kiedy tylko ci znaleźli się w środku ujrzeli siedzącego na schodach elegancika i mnie – wyglądającego jak separatysta brodacza siedzącego po turecku na podłodze w wejściu, ze sfatygowanym papierosem w ustach.

- Ten? - jeden z gliniarzy wskazał na mnie głową.
- Nie... tamten – odparł brat pokazując elegancika.

Gliniarze wyglądali na takich, co z niejednego pieca chleb jedli, ale na ich twarzach odmalowało się rozbawienie.

Może dwa dni później pojawiła się krótka notka w „Głosie Wielkopolskim”. Policja pochwaliła się sukcesem. Jeden z członków groźnej szajki od dłuższego czasu działającej metodą „na wnuczka” został schwytany dzięki – nie pamiętam dokładnie słów redaktora, ale brzmiało to zapewne dość podobnie - „podjętym czynnościom operacyjnym”. Brawo, panowie policjanci.

Nie jestem pewien, czy „Jarka” udało się w końcu złapać. Z przecieków, jakie do mnie dotarły, wiem tylko, że młody zaczął „sypać” i działania szajki zostały ograniczone. Miałem jednak nadzieję, że mózg całej bandy, trafił w końcu tam, gdzie jego miejsce.

policja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (633)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…