Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#60209

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zawsze, kiedy wracam z pracy, mój chłopak pyta mnie, jak minął mi dzień i czy miałam piekielnych klientów. Dziś akurat było spokojnie, więc nie było za bardzo o czym opowiadać. Przypomniał mi się jednak przypadek z zeszłego roku, który jak do tej pory zajmuje pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu „Piekielnych opowieści z pracy”.

Pracuję w sklepie z warzywami i owocami. Klientów w ciągu dnia przewija się u nas kilka setek, zdecydowana większość to przeciętni zjadacze jabłek, tacy którzy płacą, dziękują i wychodzą. Są też klienci bardzo mili i bardzo mało mili, tych ostatnich na szczęście jest mało. Dlatego klient, o którym chciałabym opowiedzieć, zaskoczył mnie bardzo mocno i na trwałe zapisał mi się w pamięci. Bo co jak co, ale tego jeszcze nie grali...

A było to tak:

W sezonie szparagowym mamy w sklepie dwie kasy: jedną „normalną” i jedną „szparagową”. Ta normalna stoi w głębi sklepu, szparagowa zaś przy samym wejściu. Jeśli obsługuję klientów przy kasie szparagowej, to całą resztę sklepu mam za plecami i siłą rzeczy nie wiem, co tam się dokładnie dzieje.
Akurat byłam sama, koleżanka ze zmiany wyszła na chwilę kupić coś do jedzenia. W odstępie kilku sekund do sklepu weszły cztery osoby: kobieta, ojciec z dzieckiem i (jak się okazało) pan Piekielny – starszy pan, na oko narodowości...obcej, nie potrafię określić, czy był Turkiem, Kurdem czy kimś innym. Pan Piekielny stanął przy regałach z napojami, wybierając coś do picia. W tym czasie kobieta wybrała trochę warzyw i poprosiła o szparagi.

- Dobrze, zapraszam w takim razie do drugiej kasy.

Przeszłyśmy do kasy szparagowej. Zanim zaczęłam dalej obsługiwać, spojrzałam jeszcze raz na resztę klientów, którzy zaczęli się już ustawiać przy normalnej kasie, za moimi plecami. Poprosiłam więc grzecznie o podejście do mnie, do przodu. Młodszy z mężczyzn, wraz z dzieckiem, zrobili to spokojnie, nie komentując. Starszy pan zaczął zaś po drodze coś mruczeć, czego, zajęta obsługiwaniem klientki, w pierwszym momencie nie zrozumiałam. Dopiero kiedy znalazł się przede mną i postawił na ladzie butelkę z napojem, udało mi się wyłowić sens jego mruczenia, które zresztą stawało się coraz głośniejsze. O co pieklił się pan Piekielny?

- Co to ma być??? Do innej kasy mam podchodzić???Co to za traktowanie???Ty jesteś nieuprzejma!!!Ty jesteś wroga obcokrajowcom!!!

O ile w pierwszym momencie zgłupiałam, o tyle „tykanie” mnie i zarzucanie bzdur szybko wybudziło mnie z transu. A że zasada „Klient nasz pan” obowiązuje nas tak długo, jak długo rzeczony klient zachowuje się przynajmniej znośnie, nie bawiłam się w wielką dyplomację i cięte riposty.

- Po pierwsze, nie jestem „Ty”, a po drugie jeszcze nie byłam nieuprzejma!

Jak można się domyślić, Piekielnego to nie uspokoiło...Na moje szczęście, z całego podekscytowania zaczął mówić tak łamanym niemieckim, że większości jego słów nie zrozumiałam. Za to to, co doskonale potrafił wymówić, to „Ausländerfeindlich”, czyli wrogi obcokrajowcom. Słowem tym rzucał z taką częstotliwością, że w końcu mi „żyłka pękła”. Wzięłam butelkę, która nadal stała na ladzie, przestawiłam ją na moją stronę, a panu kazałam w krótkich słowach iść sobie, najlepiej szybko i daleko.
Pan się wprawdzie dalej wściekał, ale też odwrócił się do wyjścia. Nie omieszkał jednak się pożegnać:

- Wal się, ty córko Hitlera!!!

Jako Polka w Niemczech mogę powiedzieć tylko: O, ironio!

obcokrajowcy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (288)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…