Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#61103

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rozliczne historie o NFZcie zainspirowały mnie do podzielenia się własnymi przeżyciami. Przepraszam, jeśli będzie przydługo.
Na wstępie dodam tylko, że, chyba jak większość kobiet, nie przepadam za wizytami u gina i na fotelu czuję się wyjątkowo kiepsko- szczególnie, jeśli lekarzem jest mężczyzna.
Ale cóż złego może się stać kiedy idzie się do dużego szpitala a badania ma prowadzić znany i chwalony przez inne pacjentki pan profesor, nieprawdaż ;)

Po odstaniu swojego w kolejce zostałam poproszona do gabinetu, gdzie pan doktor wypytał mnie o szczegóły mojego pożycia, czy mam dzieci, czy roniłam... Standardzik. Po czym swym najbardziej szarmanckim z tonów poprosił słodko
- Niech górę rozbierze!
Trochę mnie zamurowało i zaczęłam nawet rozważać udanie się na wyższe piętro celem natychmiastowej rozbiórki budynku ale postanowiłam zachować przemyślenia dla siebie i pokornie dałam się obmacać (szczerze mówiąc nie wiem, czego pad doktor tam szukał. Może raka piersi?) po czym usłyszałam, zgodnie z oczekiwaniami zresztą
- Niech górę ubierze i dół rozbierze!
Tu należy nadmienić, że gabinet pana doktora był naprawdę niewielki a stał w nim fotel, który wszystkie panie dobrze znają ;), biurko i krzesło doktora, kozetka, jakaś maszyneria, lampa... a w tym wszystkim pan doktor z potężnym brzuszyskiem i ja-też nie ułomek co przyznaję ze wstydem (choć do pana doktora wciąż mi daaaaleko!). Wszystko to sprawiało, że kiedy któreś z nas chciało się ruszyć to musieliśmy wciągać brzuchy i ostrożnie zamieniać się miejscami żeby niczego nie przewrócić a całe to rozbieranie i ubieranie dołów i gór było niezłą gimnastyką.
Nadmienić należy również, że- poniekąd rozsądnie- do gabinetu pana doktora nie można było wejść tak ot, naciskając klamkę, tylko za pomocą specjalnej karty otwierającej drzwi. Zapewne po to, żeby każda osoba chcąca o coś zapytać nie zastawała pacjentek z rozłożonymi nogami tylko jednak sobie poczekała póki doktor jej nie wpuści.
Wracając do historii: rozebrałam swój dół i usiadłam na fotelu. Pan doktor usiadł na zydelku, zapalił lampę (jak się zapewne domyślacie ja czuję się coraz gorzej), założył lateksowe rękawiczki... Po czym zadzwoniła jego komórka. I z konsternacją patrzę, jak pan doktor odbiera ten telefon i zaczyna rozmowę przytrzymując go ramieniem a jednocześnie szykuje się do pchania we mnie łap! No super!
Na szczęście (?) stwierdził, że rozmowa jest jednak ważniejsza, więc bez słowa wstał i wyszedł z gabinetu. I tak, zgadliście- kartę zostawił na biurku. Przyznam, że nie od razu zorientowałam się, że go nie ma- myślałam, że może stoi za parawanem. Ale nie, on sobie po prostu bez słowa wyszedł, zostawił mnie w otwartym gabinecie bez majtek (bo po co brać kartę?) i wrócił dopiero po ponad 15 minutach- w którymś momencie przełamałam wstyd i skoczyłam do leżących na kozetce ciuchów po zegarek. Oczywiście nie usłyszałam ani „przepraszam” ani „cmoknij mnie”- po prostu wrócił, znów założył rękawiczki i wziął się za badanie.
Obiecałam sobie, że więcej do niego nie wrócę ale niestety- muszę skonsultować z nim wyniki badań. Może tym razem zaprosi wycieczkę?

PS. Jak wróciłam do domu i opowiedziałam o tym mamie po pierwszym niedowierzaniu zrewanżowała mi się historią z czasów, kiedy jeszcze nie było mnie na świecie a moją babcię na wczasach z jej córką (a moją mamą) dopadło Bardzo Straszne Choróbsko objawiające się wysoką gorączką i silnym bólem wymagającym końskiej dawki leków przeciwbólowych żeby w ogóle dowieźć babcię do przychodni. Jako, że babcia była otumaniona lekami i już od wczesnej młodości miała problemu ze słuchem do gabinetu razem z nią weszła mama, żeby w razie co pomóc w udzielaniu odpowiedzi.
W trakcie wywiadu na temat choroby znalazło się też takie pytanie:
[D]oktor: Szcza?
[M]ama złapała w tym momencie niezły atak śmiechu ale na twarzy pełna powaga. Ale babcia nachyla się do doktora żeby lepiej usłyszeć i pyta „Słucham?!”
[D]: No szcza?!
Babcia znów nie słyszy i znów dopytuje się o co chodzi. W końcu moja droga rodzicielka opanowała burzę we wnętrzu siebie i rzecze spokojnie
[M]: Pan doktor pyta, czy mocz oddajesz! :)
Doktor spalił buraka i zaczął mruczeć że tak, że o to mu właśnie chodziło. I do końca wizyty nie było już żadnego problemu z takimi „regionalizmami”

(Od razu dodam, że ani ja ani moja mama nie jesteśmy jakimiś księżniczkami na ziarnku grochu i zdarza się nam rzucić jakimś cięższym słowem ale przecież nie w stosunku do lekarza! Nie widzę więc powodu, żeby lekarz nie miał się zachować przynajmniej na tyle grzecznie, by oszczędzić sobie brzydkich słów)

Pozdrawiam
~^v^~

słuzba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (24)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…