Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61953

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No, nie powiem... Wkurzyłam się.

Nie ma to jak dziekanat. Serio.

W czerwcu dostałam dość niepokojący telefon z dziekanatu, że wystąpił problem, oraz że koniecznie muszę przyjść do dziekanatu. Już teraz, zaraz, natychmiast. Niewiele myśląc pobiegłam do dziekanatu.
Przywitała mnie pani z dziekanatu miną bazyliszka i wywiązał się mniej więcej taki dialog:

- Nie oddała pani karty z drugiego semestru studiów
- Jak nie? Gdybym nie zdała tej karty, to bym nie studiowała na 6 semestrze.
- Ale, karty nie ma.
- Ja jej nie mam.
- A kto ma mieć? (jak Boga kocham co za durne pytanie).
- Z tego co mi wiadomo dziekanat ma akta każdego studenta i tam są karty zaliczeń. Proszę sprawdzić moją teczkę.
- Ale tam nie ma. Jeszcze raz sprawdzę i pani niech sprawdzi u siebie w domu czy nie ma pani tych papierów. A jeśli nie ma to ja wystawię duplikat i zbierze pani podpisy od wszystkich prowadzących.
- Dobrze niech tak będzie.
Wychodząc z dziekanatu usłyszałam, że mam przyjść do nich za tydzień.

Tydzień później śpiewka ta sama z tym, że ona duplikat może wydać dopiero w sesji wrześniowej. Wstępnie byłyśmy umówione na czwartego września. Czwartego września pani z dziekanatu stwierdziła, że ona nie miała czasu tego wydrukować i żebym przyszła dziewiątego, czyli dzisiaj.

Dzisiaj stwierdziła, że ona mi tego duplikatu nie wyda, bo nie ma czasu - załatwia sprawy doktorantów i kartę wyda nie wcześniej jak w okolicach 22 września. Mało tego, zagroziła, że jak nie uzupełnię wpisów do 16 września, to dostanę urlop dziekański albo zostanę skreślona z listy studentów, bo to moja wina, że karty nie ma w mojej teczce w dziekanacie.

Wychodzi na to, że powinnam pilnować własnych dokumentów znajdujących się w tym burdelu dumnie zwanym dziekanatem.

dziekanat

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (703)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…