Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#61957

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak byli lokatorzy postanowili urozmaicić nam życie.

Wraz z dziewczyną i dwójką kumpli wynajęliśmy mieszkanie. W tym samym czasie moje mieszkanie również będzie wynajmowane, a że posiadam niezbyt dużą osobówkę, to już w połowie sierpnia pojechałem z dziewczyną zawieźć część najmniej potrzebnych rzeczy (płyty z muzyką i filmami, książki, większość naczyń itp.). Po rozpakowaniu wróciliśmy do "naszego" miasta, a z kolejną "wywózką" ruszyliśmy dwa tygodnie później.

Miałem do załatwienia jeszcze parę spraw, więc dziewczyna została w nowym mieszkaniu na kilka dni sama (nasi znajomi wprowadzają się dopiero pod koniec września).

Następnego dnia dzwoni do mnie, żebym sprawdził, czy przypadkiem nie zostawiliśmy w jakimś kartonie w samochodzie czy w "starym" mieszkaniu części płyt, bo nie może ich znaleźć. Zgłupiałem, rękę dałbym sobie uciąć, że sam te konkretne płyty wypakowywałem. No nic, poszukam.

Godzinę później kolejny telefon. Pyta, czy nie widziałem jej ulubionych miseczek w groszki, bo tutaj ich nie ma. Ale jak to? Przecież miski i talerze wywieźliśmy wszystkie, ba, stołowaliśmy się z tego powodu u babci.

Przez kolejne 2-3 godziny dostawałem coraz to nowe telefony, że czegoś brakuje. Nie były to może wielkie czy drogie przedmioty, ale często sentymentalne - zadrżałem, kiedy okazało się, że brakuje jednego filmu z mojej Burtonowskiej kolekcji. Oprócz naszych rzeczy, zniknęło też kilka, które już były w mieszkaniu, jak żelazko, suszarka do prania, męski płaszcz, który wisiał w szafie. Kazałem dziewczynie spisać wszystko, czego według niej brakuje i wysłać mi listę, żebym mógł poszukać na miejscu.

Całą noc przekopywałem każdy zakamarek mieszkania, bez rezultatu. Ostatecznie padła decyzja - rano dzwonimy do właścicieli wyjaśnić sprawę, wszak tylko oni i ich córka mieli klucze.

Siódma nad ranem, znowu telefon - ktoś próbował dostać się do mieszkania.

Gwoli ścisłości - mamy podwójne drzwi, wewnętrzne i zewnętrzne. Klucze mieliśmy tylko do zewnętrznych, wewnętrzne zamykane od środka. Dziewczyna sprzątała w korytarzu, usłyszała zgrzyt w zamku. Otworzyła wewnętrzne, skrzypiące drzwi. Reakcją było wyszarpnięcie przez włamywacza klucza z drugich drzwi i szaleńczy bieg po schodach. Niestety, moja lepsza połówka jest dość strachliwa, więc pozostało nam dzwonić do właścicieli i odpowiednich służb.

Parę godzin później zamki były już wymienione, a sprawa zgłoszona na policję. Właścicielka zadzwoniła też do eks lokatorów z niewinnym pytaniem, czy aby ktoś nie dorobił sobie klucza. Zainteresowała nas jedna z dziewczyn, która nie dała starszej pani nawet dokończyć, w jakiej sprawie dzwoni. Co chwilę rzucała ku*wami, ch*jami i powtarzała, że nie będziemy z niej robić złodziejki.

Finał? Magicznym sposobem, po poinformowaniu dziewczyny, że zgłoszono sprawę o kradzież i włamanie na policję, karton z całą stertą naszych rzeczy znalazł się pod drzwiami dwa dni później.

Myślicie, że to koniec? Ta sama dziewczyna wczoraj zadzwoniła do właścicielki, oznajmiając, że ma zamiar pod koniec września przyjechać po półkę ścienną, którą tutaj zostawiła. Co zabawne, półka jest dokładnie z tego samego zestawu, co meble we wszystkich pokojach. Pomijając fakt, że wyprowadzali się w kwietniu, a jej dopiero teraz się przypomniało, to wspomnę jeszcze, że ma przeszło trzysta kilometrów jazdy w jedną stronę po rzekomo jej półkę, a koszt takiej samej, nowej, to około siedemdziesiąt złotych...

Czeka nas ciekawe starcie, bo do domu z pewnością jej nie wpuszczę. ; )

eks lokatorzy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (731)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…